Czas wolny

Alek Hudzik o tym, jakie propozycje składają nam rezydenci i rezydentki U–jazdowskiego i dlaczego są one lepsze niż zostawianie po sobie dzieł sztuki

– Jest biały piasek, świeci słońce, muzyka jest przyjemna a ludzie szczęśliwi, wszyscy są na wakacjach – tak opisuje swoją pracę jedna z rezydentek U–jazdowskiego, Lina Lapelytė. Kolejna artystka, Melissa Tun Tun, mówi tak: – To jest niesamowite, jak bardzo zmienia się perspektywa, gdy tylko uda ci się wyjść z miejsca, w którym zwykle tworzysz. Jak szybko zaczynasz widzieć, że światem, w którym żyłeś rządzi jego własna logika.

Perspektywa rezydencji artystycznej, czasu pracy, ale i czasu wolnego od codzienności, to niezwykła możliwość na przemyślenie i przewartościowanie tego, kim się jest. Najciekawsze, co można tu zyskać, to potencjał, energia, która może objawić się dziełem, ale wcale nie musi, i ta druga perspektywa, brak przymusu, wydaje się być nawet bardziej kusząca.

Szwajcarska artystka Melissa Tun Tun zajmuje się przede wszystkim dźwiękiem, a jednym z głównych elementów jej działania jest samo poszukiwanie. Gdy mówi, to raczej o teoriach naukowców i badaczy takich jak Bernie Krause, zajmujący się ekologią dźwięku. O rezydencji w Warszawie opowiada, że to czas, w którym mogła przewartościować swoją twórczość, przemyśleć to, czym będzie się zajmować. Już samo to jest niezwykłą wartością. Niestety, często zapominają o tym nawet artyści, zapędzeni w rytm wyznaczany przez galerie, prace i ich produkcję. Tun Tun woli zbierać dźwięki, kolekcjonować artefakty, nie myśląc o tym, czy złożą się one w całość. Amerykański badacz kultury Nato Thompson w książce Culture as Weapon wśród wielu tez stawia taką: „Sztuka bez dzieła sztuki może obejść się doskonale”. Twierdzi też, że łączenie kolejnych rewolucji artystycznych z dziełami sztuki to fetyszyzowanie obiektów, bo te zazwyczaj były wtórne wobec złożonych procesów przemian. Artyści, z którymi rozmawiałem przy okazji ich rezydencji w Polsce, zdaje się podobnie rozumieją działanie.

Ukraiński artysta Nikita Kadan opowiada, że podczas rezydencji najcenniejsza była możliwość poświęcenia czasu tym częściom praktyki artystycznej, które niekoniecznie wymagają godzin spędzonych w pracowni. – Przede wszystkim to nie była rezydencja nastawiona na produkcję prac czy na efekt w postaci wystawy końcowej. Miałem za to świetną okazję na spotkania i poszukiwania – tłumaczy. Dokąd zaprowadziły go te poszukiwania? Lista wystaw, które wkrótce otworzy,  jest długa, wiele z nich – na przykład planowana na przyszły rok w wiedeńskim MUMOK-u – to owoc badań przeprowadzonych w Polsce.

Dla kolejnej uczestniczki programu rezydencyjnego, Liny Lapelytė, pobyt w U–jazdowskim to okazja do rozwinięcia projektu Sun and Sea, który będzie reprezentować Litwę, gdzie artystka mieszka na co dzień, na biennale sztuki w Wenecji. Lapelytė tak opowiada o tym, co przygotowuje: –  To opera-performans. Można powiedzieć, że to będzie raczej żywa instalacja, bo w Wenecji podczas Biennale chcemy zaangażować trzydziestu performerów i performerek każdego dnia. Praca ma prostą koncepcję. Dostarczyć ludziom doświadczenia odpoczynku, wakacji.

Jak widać czas wolny wraca jak bumerang. Lapelytė traktuje jednak ten czas bardzo serio, jako moment, w którym pomysły mogła konfrontować także z dorobkiem polskiego performansu.

Jak ten czas wolny zagospodarować? O tym w doskonały sposób opowiedzieli artyści i artystki feministyczno-queerowego kolektywu Kem. Dragana Bar w U–jazdowskim to, jak mówią oni sami, nomadyczny queerowy klub. Odpowiedź na brak takiego miejsca w stolicy Polski. W praktyce Dragana Bar sprowadzała się do przygotowywania i animacji spotkań, z których najbardziej widoczne dla publiczności były imprezy organizowane w sobotnie wieczory. Przestrzeń stała się też elementem działania samego Kemu ze sceną queer. To tu toczyły się dyskusje, pokazywano filmy, które przeradzały się później w debatę choćby na temat takich kwestii jak poprawność czy wrażliwości, ale też zarządzania miejscami i ludźmi w myśl postulowanej przez kolektyw infrastruktury przyjaźni.

Spotkanie wydaje się celem także dla instytucji, która artystów zaprasza. Kuratorka rezydencji Marianna Dobkowska we współpracy z artystą Witkiem Orskim zainicjowali właśnie długofalowy projekt fotograficzny The Residents. Portrety. Zaprosili polskich artystów fotografów do corocznego portretowania rezydentów, by mogło dojść do spotkania dwóch osobowości, a w konsekwencji wytworzyło się pole do wspólnego działania. W tym roku jesiennych rezydentów U–jazdowskiego portretowała Karolina Zajączkowska. Razem z Nikitą Kadanem stworzyli ciekawy projekt. Ukraiński artysta został sportretowany na placu zabaw ufundowanym przed laty przez rząd węgierski dla polskich dzieci. Kadan dostrzegł paradoks miejsca, gdzie bawią się dzieci, a z murów patronuje im znane hasło o szabli i szklance. Zajączkowska te projekty połączyła z nawiązującą do przemocy praktyką artysty. Kadana wychłostano.

To spotkanie można rozumieć też na poziomie wymiany doświadczeń, które instytucja może oferować. To pokazywanie i promowanie polskiej kultury w sposób w sposób, którego nie da się użyć na wystawach. Aż trójka z uczestników programu wspomina o znaczeniu, jakie dla nich miało zetknięcie się z pracami Zofii i Oskara Hansenów, dwójka opowiada o praktykach Janusza Korczaka w pracy z dziećmi. Jak bardzo te postawy kształtują ich twórczość? Dla Nikity Kadana rozważania Hansena na temat modernizmu to element ważny choćby w wypadku zbliżającej się wystawy w Wiedniu. Tam Kadan sięgnie po temat ukraińskiego modernizmu, opowie, jak poddawany był opresji w czasach stalinowskich i jak dziś próbuje się nadać mu fałszywie narodowy charakter.

Brazylijska artystka Graziela Kunsch, mając w pamięci metody działania Oskara Hansena ze studentami, pracowała nad kolektywnymi rysunkami z dziećmi z Wolnej Szkoły Przygoda. Chodziło o to, by każde z dzieci zaprojektowało dom, a potem wprowadzało drobne zmiany w projektach kolegów. Musiały wspólnie przepracować strach i gniew, jakie te działania budziły. Teraz artystka chce powtórzyć tę sesję w São Paulo. Kunsch tworzy prace, które mają niezwykle uniwersalne znaczenie i chociaż zawsze działa z lokalnym kontekstem, to jej metody działania mogą być przeszczepiane w inne miejsca na świecie.  W São Paulo w ramach projektu artystycznego założyła Public Clinic of Psychoanalysis. Klinika powstała w 2016 roku jako część projektu Vila Itororó Open Construction i pracuje do dziś. Każdego miesiąca gości około 350 gości lub grup.

Kunsch mówi, że dla niej sztuka to propozycja, którą artysta dostarcza swoim odbiorcom. Ta propozycja, jak wspomniałem na samym początku, nie musi owocować konkretnymi realizacjami. Propozycja (współpracy), która wychodzi od instytucji nieoczekującej skutków wspólnej pracy tu i teraz, daje w efekcie coś o wiele trwalszego i niezwykle potrzebnego – przekonanie, że mierząc się z kolejnymi projektami, artysta przeznaczył na nie odpowiedni nakład czasu, namysłu, i tym samym wziął za swoją pracę odpowiedzialność. Rozmawiając z artystami i artystkami uczestniczącymi w programie rezydencji, czułem, że to wartość, którą rezydencje odbudowują.

Sztuka dzieje się w procesie. Namysł, szukanie inspiracji, mierzenie się ze swoimi niepewnościami to najmniej widowiskowy, a więc łatwy do przeoczenia, a zarazem tak istotny dla zrozumienia pracy artystów moment procesu. Niech ten tekst będzie dodatkową perspektywą wglądu w to, co działo się w „czasie wolnym”.