Eksploracja karnawalizacji

Paul Hutzli w rozmowie z Klarą Czerniewską-Andryszczyk

  • Mam wrażenie, że Twoją twórczość można zaliczyć do aktualnych trendów, jakimi są nowy surrealizm i nowy ekspresjonizm w sztukach wizualnych. Czy to Ci odpowiada?
  • Zdecydowanie lubię zarówno surrealizm, jak i ekspresjonizm, i myślę, że mój styl rysowania można opisać w ten sposób. Z drugiej strony, są to jedynie historyczne odniesienia do ruchów modernistycznych i uważam, że moja praktyka dotyczy innych procesów: zawsze czytam i prowadzę badania. W pierwszym etapie artystycznych poszukiwań eksperymentuję z formami, kolorami, materiałami i tworzę spontaniczne rysunki – być może to właśnie jest ekspresjonistyczny lub surrealistyczny aspekt mojej pracy.
  •  
  • Jakie badania prowadziłeś do tej pory?
  • Najszersze badania do tej pory przeprowadziłem w trakcie studiów magisterskich, kiedy pisałem o karnawale. Zainspirował mnie karnawał w Bazylei i jego uwikłania zarówno estetyczne, jak i polityczne, które badam również tutaj.
  •  
  • Karnawały są wywrotowe, mówi się, że kwestionują status quo. Odbywają się na zewnątrz, w przestrzeni publicznej – podobnie jak protesty czy street art...
  • Interesuje mnie ten chaos. Dla mnie stanowi on reprezentację pragnienia wolności – oczywiście trzeba pamiętać, że nie ma czegoś takiego jak całkowita wolność; wolność to zbiór wyborów, jakie mamy do dyspozycji. Interesuje mnie napięcie między tym chaosem a ramami instytucjonalnymi, regułami i konwencjami karnawału. Mógłbym o tym mówić godzinami.
  •  
  • Często używasz materiałów takich jak cukier czy papier-mâché – co znowu przywodzi na myśl karnawał, bo z tych materiałów robi się maski...
  • Jedne z najciekawszych rzeczy, jakie wykonałem z tych materiałów, to rzeźby krzeseł. Pierwsze krzesło z papier-mâché zrobiłem pięć lat temu, na studiach. Nie wiedziałem wtedy, co z nim zrobić. Nie sądziłem, że kogokolwiek zainteresuje, więc po prostu je wyrzuciłem. Później, kiedy zacząłem uczyć sztuk wizualnych w szkole, zauważyłem, że krzesła, które zrobiłem, przypominają krzesła w salach lekcyjnych. Zauważyłem, że można je znaleźć praktycznie wszędzie tam, gdzie się kształciłem: w szkole, na uniwersytecie, a nawet w wojsku. Sztywne krzesło ze stali i sklejki dyscyplinuje ludzi do siedzenia i zachowywania się w określony sposób. Zdałem sobie sprawę, że jest ono narzędziem kontroli – a ludzie nie lubią być kontrolowani. Dlatego uczniowie zawsze zawłaszczali krzesła, pisząc po nich, wycinając jakieś słowa, naklejając naklejki czy gumę do żucia. W serii krzeseł z papier-mâché, które były lekko wygięte i oczywiście bardzo kruche, próbowałem przywołać tego typu reakcyjne działania. Na jednym z krzeseł umieściłem portret prezydenta Macrona z gumy do żucia (śmiech).
  •  
  • W Twoich pracach jest dużo transgresji – mieszasz elementy kultury niskiej i wysokiej, np. bawiąc się hiperrealistyczną techniką trompe-l'oeil. Interesujesz się popkulturą?
  • Ludzie często pytają mnie o pop art, ale nie czuję się związany z Andym Warholem ani żadnym innym artystą tego gatunku. Wolę odwołania do pojęcia wernakularyzmu. Z drugiej strony, mojej serii krzeseł towarzyszy rap, który sam napisałem i wykonałem, z muzyką skomponowaną przez mojego przyjaciela z wojska.
  •  
  • Służba wojskowa jest w Szwajcarii obowiązkowa. Czy pomogła ci w wykształceniu samodyscypliny?
  • Być może... To ciekawe, bo sprowadza nas z powrotem do tematu szkoły i mojej pracy nauczyciela. Uczę młodzież, która tak naprawdę nie ma ochoty przebywać w szkole. Chwilę zajęło mi zrozumienie, jakie to dla nich trudne. Szkołę, tak jak wojsko, cechuje powszechna przemoc. Szkolnictwo to sposób na przygotowanie dzieci i młodzieży do życia w społeczeństwie, w którym żyjemy, a ono samo w sobie jest problematyczne na wielu poziomach. To ważne pytanie, dlatego bardzo się cieszę z tej rezydencji, dzięki której w tym roku mogę skupić się na praktyce artystycznej, bo nie będę uczyć – będę mieć czas, by zrobić krok wstecz.
  •  
  • Jak to się stało, że zostałeś rezydentem Zamku Ujazdowskiego?
  • Po raz pierwszy przyjechałem [do Warszawy], by odwiedzić Rémiego Dufaya, który brał udział w rezydencji w zeszłym roku. Jesteśmy przyjaciółmi i często współpracujemy. W ten sposób poznałem ludzi związanych z programem rezydencji w Zamku Ujazdowskim i dowiedziałem się o programie, który wyglądał niesamowicie interesująco. Rémi umieścił moje prace w kieszonkowym kalendarzu wydawanym przez Zamek – rysunki, które zrobiłem do innego projektu, przy którym współpracowaliśmy, a na który nigdy nie otrzymaliśmy żadnego dofinansowania. W ten sposób poznały mnie osoby z programu rezydencyjnego. Później napisałem, że jestem zainteresowany przyjazdem.
  •  
  • Czy możesz opowiedzieć coś więcej o swoich inspiracjach? Jakie osoby lub trendy podziwiasz?
  • Interesuję się antropologią ze względu na jej rozumienie rytuałów, w pewnym momencie bardzo modne. Podczas trwania rezydencji studiuję szkołę frankfurcką: Adorno, Benjamina, Horkheimera i Marcuse’a. Bardzo ważna jest dla mnie również krytyka instytucjonalna: Andrea Fraser, Michael Asher... Uwielbiam też twórczość Jenny Holzer, chociaż moje prace nie są wcale podobne do jej. Innym artystą, którego uwielbiam i który być może jest bliższy temu, co sam tworzę, jest Jeremy Deller. Podobnie jak jego, interesuje mnie kwestionowanie siły nazwiska artysty/tki: w performansie ​​A very critical session [Bardzo krytyczny przegląd] miałem na celu odwrócenie ról mistrza i ucznia: zapowiedziałem, że na sesje egzaminacyjną pod koniec semestru przyjedzie słynny artysta z Genewy. Zagrał go mój przyjaciel w karnawałowej masce z papier-mâché...
  •  
  • Chciałam zapytać o Twoją ostatnią wystawę: Candy Island [Wyspa słodyczy], na której za pomocą witrażowych pejzaży i rzeźb zwierząt wykonanych z cukru stworzyłeś bajkowe otoczenie. Czy aspekt dziecinności jest dla ciebie ważny?
  • Myślę, że był on zawsze obecny w mojej pracy, ale nigdy nie zwracałem na niego uwagi. Być może wydawało mi się, że przez to moja praca wyda się mniej krytyczna. Przygotowując tę wystawę, niekoniecznie myślałem o dzieciach, ale rozumiem, co masz na myśli: przestrzeń z cukru przywodzi na myśl opowieść o Jasiu i Małgosi.
  •  
  • Przestrzeń funkcjonowała jak swoista scenografia, co kojarzyło mi się z wystrojem publicznych przedszkoli... Było tam też mnóstwo ptaków – dlaczego?
  • Dlatego, że przestrzeń została zainspirowana miejscem prezentacji: wyspą w Genewie, L'Ile Rousseau, która kiedyś była fortem wojskowym, a obecnie jest schronieniem dla ptaków w samym środku miasta. Stamtąd widać całą panoramę miasta, pełną logo różnych firm: Rolex, BNP Paribas itp. Skonstruowałem przestrzeń tak, by przypominała reklamowy light box, a jednocześnie stworzyłem symulację światła dziennego – taką, jaka jest stosowana np. w supermarketach. Cała ta sztuczność wywołuje napięcie. Tak naprawdę pierwsza wystawa, którą zrobiłem, była podobna – biały sześcian z papier-mâché, przypominający latarenki używane podczas karnawału w Bazylei. Wchodząc do środka, odnosiło się wrażenie charakterystyczne dla doświadczenia białego sześcianu, galerii z dziełami sztuki w środku.
  •  
  • Jaki jest Twój stosunek do rynku sztuki? Czy widzisz siebie jako artystę reprezentowanego przez komercyjną galerię sztuki, czy raczej skupiasz się na dużych zamówieniach od instytucji publicznych? Jak widzisz swoją przyszłość w świecie sztuki?
  • To dobre pytanie. Myślę, że zmieniamy zdanie wraz z osiąganymi sukcesami. W tej chwili mam szczęście, bo nie odniosłem zbyt dużego sukcesu i mogę działać bardzo świadomie. W zasadzie chciałbym, by tak pozostało jak najdłużej. Może kiedyś znajdę jakąś galerię, ale myślę, że jeśli zostanie tak, jak jest, będę szczęśliwy.
  •  
  •  
  • Warszawa, 20 października 2021

Rozmowa przeprowadzona podczas rezydencji Paula Hutzli w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Fot. Agata Grzybowska

Eksploracja karnawalizacji