Jutro o świcie
Nowy film Rúnara Rúnarssona rozpoczyna się niewinnie, od wieczornego spaceru Uny i Diddiego po wybrzeżu. Ich miłość kwitnie i nic nie zapowiada nadciągającej tragedii. Rankiem chłopak jedzie do pracy, a w podmiejskim tunelu drogowym wybucha pożar. Media nie podają dokładnych informacji na temat liczby ofiar, ale w Islandii ogłaszają żałobę narodową.
Unę dopada dziwny stan – mieszanka niepewności, melancholii i bezsilności. Czy Diddi zginął, a może tylko nie odbiera telefonu? Co ze wspólnymi planami na przyszłość? I jak teraz wyjawić komuś tajemnicę ich związku?
Bohaterka jest typem twardej chłopczycy, która głęboko chowa wszystkie emocje. Świadomość utraty i echa traumy zostawią jednak trwały ślad w jej psychice i sprawią, że odnajdzie bliskość w najmniej spodziewanym miejscu.
Islandzki reżyser stworzył swoją opowieść z psychologicznych niuansów, gasnących spojrzeń i ledwie wstrzymywanych łez. Jego minimalistyczny, uduchowiony styl chwyta emocje i nastroje właściwie nieprzekładalne na słowa. W budowaniu żałobnej atmosfery, która niczym mgła zasnuwa surowe krajobrazy i pustoszejące ulice, pomaga mu muzyka Kjartana Sveinssona, członka grupy Sigur Rós.