Kochankowie i dyktator
[The Lovers and the Despot], reż. Robert Cannan, Ross Adam, Wielka Brytania 2016, 98'
W latach 50. ubiegłego wieku reżyser Shin Sang-ok i aktorka Choi Eun-hee byli najpopularniejszą parą w przemyśle filmowym Korei Południowej. Znaleźli się na szczytach południowokoreańskiego społeczeństwa, ale sława, jaką się cieszyli, pochłonęła ich wzajemną miłość i zaowocowała korowodem zaskakująco dziwnych zdarzeń. Para wzięła rozwód w 1978 roku. Podczas podróży służbowej do Hong Kongu Choi została porwana przez tajne służby Korei Północnej z rozkazu Kim Dzong Ila, miłośnika kina. Kilka miesięcy później jej były mąż Shin również został porwany przez tych samych sprawców. O ile Choi była traktowana jak gość honorowy Korei Północnej, to Shin był więziony i torturowany do czasu, aż zdecydował się współpracować z koreańskim reżimem. Po pięciu latach wyszedł z więzienia. Stworzył filmowy i prywatny duet z Choi, został mianowany szefem północnokoreańskiego przemysłu filmowego, bo Kim Dzong Il był zdeterminowany, aby zabłysnąć na międzynarodowej arenie kina. Choi i Shin nakręcili wspólnie dla niego wiele filmów, z których kilka zaprezentowanych zostało na kilku zagranicznych festiwalach. Wkrótce parze zezwolono na osobisty udział w tychże, uznając ją za lojalną i wierną linii programowej północnokoreańskiej partii. Choi i Shin postanowili wykorzystać to jako idealną szansę do ucieczki. Wiedzieli jednak, że najmniejszy błąd w ich planach może kosztować ich życie. W 1986 roku w Wiedniu poprosili o polityczny azyl w USA. Dokument przedstawia fascynującą historię tej filmowej pary, która mimowolnie i bezwiednie została zmuszona do udziału w zaskakująco dziwacznym projekcie sterowanym przez Kim Dzong Ila. Mamy tu wgląd w niezwykły materiał archiwalny z tamtych czasów. Słuchamy taśm dźwiękowych nagranych w czasie pobytu pary w Korei Północnej i przemyconych potajemnie za granicę. Dzięki temu ten pełen zaskakujących zwrotów akcji film jest nie tylko wciągającym portretem niesamowitej historii dwojga ludzi, lecz dowodzi również, że to nie twórcy filmowi, a samo życie pisze zawsze najlepsze scenariusze.