Ciało jako broń

Nils Amadeus Lange w rozmowie z Mateuszem Szymanówką

  • Jak wielu spośród nas, zaangażowanych w To Be Real, urodziłeś się pod koniec lat osiemdziesiątych, nie mogłeś więc chodzić na ravey w latach dziewięćdziesiątych. Dorastałeś jednak w Kolonii, a to miasto istotne dla niemieckiej kultury techno, z ważną sceną acidhouseową, a potem minimal techno. Jaki to wszystko miało na ciebie wpływ?
  • Moje związki z kulturą techno są bardzo silne. Kiedy byłem nastolatkiem, w Kolonii działało kilka świetnych klubów. Przez dłuższy czas była to dla mnie jedyna przestrzeń, która pozwalała na zachowanie anonimowości. Mogłem po prostu włączyć się w jakąś grupę, nie musząc tłumaczyć, kim jestem. Zacząłem chodzić na imprezy w wieku piętnastu lat. Był to także czas, kiedy pierwszy raz odważyłem się tańczyć przed ludźmi i pocałować mężczyznę. Kluby właściwie dały mi wszystkie narzędzia, które później okazały się potrzebne w mojej pracy: ekspresję poprzez ruch, eksperymentowanie z płcią, seksualnością, poczucie wspólnoty i odpowiedzialności za inne osoby. Kolonia słynęła z minimalu i może właśnie dlatego poszukiwałem później form ekspresji o ostrzejszym, bardziej ekstremalnym charakterze.
  •  
  • Nadal chodzisz do klubów?
  • Tak, często. Prawdę mówiąc, większość performerów do moich prac znajduję podczas imprez. To dlatego, że bardziej niż materiał ruchowy przygotowany na casting, interesuje mnie język ciała. W Zurychu, gdzie mieszkam, jest wiele squatów i często odbywają się undergroundowe ravey.
  •  
  • W 2013 roku widziałem w Lozannie twój performans 4YEO. Na scenie pojawił się wtedy m.in. Mathias Ringgenberg, który był kiedyś rezydentem w Zamku Ujazdowskim. Najbardziej zapadło mi w pamięć to, jak mocno poczułem klimat wspólnego wyjścia i niezobowiązującego spędzania czasu.
  • Zabawne, że wspomniałeś akurat o tej pracy, bo niedawno zaproponowano mi jej rekonstrukcję. Co do atmosfery, która ci się udzieliła... Ja to nazywam byciem razem (ang. togetherness). Nie interesuje mnie tworzenie treści jako takich. Ważniejsze wydaje mi się stworzenie tymczasowej wspólnoty. Ostatecznie przecież spędzamy razem kilka tygodni pracujemy, ale też gotujemy, chodzimy popływać, oglądamy te same filmy i wystawy. Dążę do wytworzenia takiego bycia razem, w ramach którego każdy może polegać na każdym. Wewnątrz tego typu przestrzeni może wydarzyć się wszystko, ale też wszyscy za to odpowiadają. Taką metodę pracy postrzegałem jako kluczową i charakterystyczną dla siebie zwłaszcza we wczesnym etapie twórczości, ale i dziś podczas każdego procesu podejmuję wszystkie te kwestie. Oczywiście, zawsze mają też miejsce pewne tarcia, bo grupa, którą łączą wspólny język i etyka pojawia się w instytucji, gdzie złośliwi kuratorzy każą jej robić coś inaczej.
  •  
  • Czy chodzi tu także o wytworzenie społeczności, która działa na innych zasadach niż te, które znamy ze świata poza sceną?
  • Jak najbardziej. Wewnątrz grupy odzwierciedlam zawsze struktury społeczne, staram się więc tworzyć takie grupy, w których osoby doświadczające na co dzień wykluczenia będą się razem czuły silniejsze. Jednocześnie poszukuję płaskich hierarchii. Kiedy stworzę materiał solowy, wcale nie muszę być jego wykonawcą. Wszystko sprowadza się do tego, jak podzielimy się materiałem, jak poprowadzimy praktykę i jak dokonamy dekonstrukcji struktur władzy obecnych w instytucjach i w społeczeństwie. Dla mnie wygląda to tak, że odkąd widzowie wejdą na salę, mamy dwie grupy, które zaczynają się wzajemnie poznawać. Zawsze liczę na to, że nasze spotkanie sprawi, iż odbiorcy przemyślą sposób, w jaki żyją.
  •  
  • Masz poczucie, że udaje ci się tworzyć niehierarchiczne środowiska pracy?
  • To niełatwa rzecz, ponieważ w procesie funkcjonowania grupy zwykle przychodzi moment, gdy najprościej i najwydajniej byłoby po prostu podążać za jedną osobą. Zawsze jednak zadaję sobie pytanie, jak mają wyglądać próby i czy dany sposób jest tym właściwym. Współpraca z innymi może nieść pewne ryzyko i różne zagrożenia, ale staram się nie odstępować od zasad.
  •  
  • Mówimy o pewnego rodzaju hangoucie, ale obaj wiemy, że performans jest sytuacją sztuczną i nawet improwizacja wymaga wcześniejszych przygotowań.
  • Publiczność nie rozumie czasem, co szczególnego jest w tego typu propozycjach. Nie jest łatwo stworzyć sytuację sceniczną o wysokim stężeniu energii. Udaje się to tylko wtedy, kiedy każdy w grupie jest ekspertem w swojej dziedzinie.
  •  
  • Twoje przedstawienia skutkują często sytuacjami, które wycieńczają ciało lub narażają je na niebezpieczeństwo. To jest bliskie kulturze raveu.
  • W życiu zawsze musiałem walczyć o prawo do bycia na scenie z moim odmiennym typem cielesności. Przeszedłem na poziomie fizycznym przez wszystkie fazy: byłem gruby, bardzo chudy i umięśniony. Kiedy zaczynałem pracować z tańcem, nie miałem ciała tancerza. Byłem amatorem, niedostatecznie elastycznym, miałem słabe wyczucie rytmu. Udowodniłem jednak, że potrafię opowiedzieć historię, wytworzyć iluzję i zmienić sposób, w jaki myślą inni. Dlatego w swojej pracy traktuję ciało jak broń. Wierzę, że poprzez takie ekstremalne użycie ciała jestem w stanie unicestwiać pewien sposób myślenia.
  •  
  • Mógłbyś wskazać konkretny rodowód swojej praktyki w ramach historii performance art?
  • Z pewnością wymieniłbym tu Basa Jana Adera z uwagi na to, jak proste historie opowiada. W jednej z prac siedzi na krześle na dachu i spada albo jadąc na rowerze wpada do rzeki. Albo trzyma ciężki kamień, po czym upuszcza go na żarówkę. To ciekawe, że za sprawą samego oglądania sytuacji zagrożenia odbiorcy zaczynają myśleć o własnym życiu. Sam zawsze zadaję sobie pytanie, jak mogę znaleźć się w sytuacji niebezpiecznej do oglądania.
  •  
  • Mówisz o ciele jako broni, ale mam wrażenie, że tak naprawdę najważniejsze jest poczucie więzi czy bliskości.
  • Chcę poprzez ciało stwarzać nową rzeczywistość. Chcę, by ludzie kwestionowali własne zachowania i swoją pewność co do pewnych poglądów na życie takich jak choćby te dotyczące płci.
  •  
  • W twojej praktyce artystycznej teatr ustąpił jednak miejsca innym środkom przekazu.
  • Szczerze mówiąc zawsze, gdy porzucałem określoną dziedzinę, miałem ku temu dobry powód. Odszedłem od teatru, ponieważ miałem poczucie, że jestem bardzo dobrym aktorem, a znalezienie form wyrazu czy języka artystycznego przychodzą mi po prostu zbyt łatwo. Podobnie rzecz miała się z tańcem. Nie chcę powielać czegoś, w czym jestem już dobry. Zawsze poszukuję możliwości powrotu do bycia amatorem. Obecnie zajmuję się głównie rzeźbą, ale zacząłem także pracę na filmem. Cenne jest dla mnie to, że jako amator mam pełną swobodę eksperymentowania. Może i chciałbym wrócić do teatru, ale musiałbym najpierw oduczyć się narzędzi, które opanowałem.
  • Rozmowa przeprowadzona podczas rezydencji Nilsa Amadeusa Lange w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.
  • Fotografia: Katarzyna Szugajew
Ciało jako broń