rozmowa
„Normalność staje się najbardziej pożądanym stanem”
Kornelia Dzikowska w rozmowie z Ewą Kozik
-
Ewa Kozik: Zacznijmy od początku. Co skłoniło Cię do stworzenia instalacji, w której zmagają się ze sobą dwie siły?
- Kornelia Dzikowska: Kiedy rozpoczynam prace nad projektem, myślę zarówno o przestrzeni, jak i kontekstach, które niesie ze sobą. W tym wypadku, kiedy rozpoczynałam pracę, był bardzo gorący moment związany ze zmianami, które zachodziły w instytucji. Przestrzeń wystawiennicza była pewnego rodzaju polem, na którym rozgrywało się to instytucjonalne starcie. To chyba najbardziej uruchamiało mnie do podjęcia takiego tematu. Zaintrygował mnie również odkryty dopiero fakt, że pomieszczenie ma odmienną strukturę aniżeli to, co widzimy. Tworzony w zabytkowym pomieszczeniu white cube ma być zapewne udogodnieniem dla twórców, pewnego rodzaju „idealną ekspozycyjną przestrzenią”, która właśnie nie niesie ze sobą dodatkowych kontekstów. I w tym momencie poczułam, że chcę odsłonić to, co pochowane pod gipsowymi płytami – chcę wyeksponować to, co właściwe dla tej przestrzeni. Pomyślałam o tym, co dają mi okna, i stało się nagle oczywiste, że muszą być otwarte na oścież i muszą wpuszczać świat zewnętrzny do wystawienniczego wnętrza.
-
-
Dzięki temu stworzyłaś sytuację, w której przestrzeń Project Roomu dzieli się na to, co naturalne – oryginalna tkanka architektoniczna pomieszczenia, białe ściany, otwarte okna i świat zewnętrzny – i na to, co nienaturalne: karton gips zasłaniający drzwi do innych pomieszczeń, czerwone ściany, podłoga i sufit oraz wnętrze pomieszczenia. Te dwie strefy oddziela od siebie gigantyczna czerwona tkanina, rozpostarta od sufitu do podłogi. Osoba, która wchodzi do sali, widzi tylko czerwień. Czemu zdecydowałaś się umieścić zwiedzających po stronie nienaturalnego?
- To człowiek stworzył wszystko, co syntetyczne. W swojej naturze mamy wytwarzanie, na wielu poziomach. Może to prowadzić do ścierania się kolejnych wartości i struktur. Nie odważę się mówić, co jest dobre, a co złe, subiektywne oceny nigdy nie przyniosły pełnego rozwiązania problemów, a jeśli nawet się do niego jakoś przyczyniły, to często okazywały się dla kogoś krzywdzące.
- Zależało mi, żebyśmy jako odbiorcy wchodzili do sytuacji wykreowanej i mogli spojrzeć na to, co neutralne, z perspektywy tej instalacji.
- I w tym wypadku jest to dość ironiczna sytuacja, w której przez dziurę w tkaninie to drugie pomieszczenie „wlewa” się do pierwszego wraz z wiatrem. Odbiorca, zaglądając tam, staje w przeciągu, by przyjrzeć się temu, co zwykłe.
-
Wiele osób zwraca uwagę na użyte przez Ciebie kolory: czerwień i biel. Jesteśmy przyzwyczajeni, że w rolach antagonistów stawia się raczej czerń i biel. Ty decydujesz się na bardziej oryginalne zestawienie, które w naszym kraju nie ucieknie przed narodowościowymi konotacjami. Czemu służy ten gest?
- Zderzenie tych, a nie innych, kolorów jest świadome. Ale równie świadome jest niedookreślanie w tekście kuratorskim interpretacji tego dzieła. Ja widzę w tej instalacji silną walkę dwóch przestrzeni. One zmagają się ze sobą, tworząc wręcz taniec zależności. Jedna nie może istnieć bez drugiej. Możemy tutaj odnieść się do zestawienia bieli z czerwienią, ale możemy też spojrzeć szerzej, zapytać, czy tak równy podział jak na polskiej fladze może w rzeczywistości istnieć. Interesująca mnie metafora destabilizacji i ciągłej walki zawiera się w zmienności tej kompozycji. I tak jak w życiu – jest mnóstwo mniej lub bardziej absurdalnych czynników, które wyzwalają określone warunki, w których praca się znajduje. Pokusiłabym się nawet o rozpatrywanie jej w szerszej perspektywie aniżeli ściany Project Roomu. Tak więc oglądam tę pracę, zaczynając od detalu, czyli rozcięcia – skazy na pięknie tej idealnej płaszczyzny. Czerwieni, która ma w sobie zadrę bieli.
-
Porozmawiajmy w takim razie o tej szczelinie na środku tkaniny, przez którą możemy zajrzeć na drugą stronę. Ponieważ to przez nią dostaje się do środka jasny strumień światła, jesteśmy kuszeni, by zajrzeć przez nią. Oczywiście działa tu też siła tajemnicy: chcemy poznać to, co jest przed nami ukryte. Jednak ty nie dajesz zwiedzającemu łatwego dostępu do spotkania z nieznanym. Na podłodze sali leży rozpostarty materiał, który jest częścią instalacji, i żeby zajrzeć przez otwór, należy go podeptać. Wiele osób zatrzyma się i z szacunku do dzieła sztuki tego nie zrobi. Dlaczego stworzyłaś takie utrudnienie?
- Przyznam szczerze; po prostu uwielbiam stawiać odbiorcę przed tego typu dylematami. Trochę spycham na niego odpowiedzialność za podjęcie decyzji, czy ulegnie pokusie i zmierzy się bezpośrednio z obiektem. Bo możemy wkroczyć na tę tkaninę po prostu z rozpędu, ale możemy też zatrzymać się, zachwycić się jej miękkością i sposobem, w jaki odbija światło. Zostawiam zwiedzającym decyzję, do czego doprowadzą tę instalację, czy po jakimś czasie znajdziemy tam po prostu zadeptaną szmatę...
- Ta dziura w tkaninie ma w sobie sporo żartu i dowcipu – te waginalne konotacje, metaforyczny powrót do łona, przeciąg, w którym trzeba stanąć, chcąc spojrzeć na świat zewnętrzny. Podoba mi się absurd tej sytuacji i to, że widz decyduje się jednak wziąć w tym udział, mimo trudnych decyzji, które musi podjąć, by do tego dotrzeć.
-
Tylko jedna osoba może patrzeć przez otwór, kolejne muszą czekać, aż odejdzie, by móc zająć jej miejsce i zajrzeć na drugą stronę. Osoby oczekujące zostają skonfrontowane z nową kompozycją przestrzenną: patrzą na człowieka, którego głowa została wchłonięta przez „czerwone usta” instalacji. Na tę chwilę staje się bezsprzecznie częścią dzieła sztuki. Czy do tego właśnie dążysz, chcesz, by odbiorca stał się częścią instalacji, a zmieniając ją, również współautorem? Żeby zwiedzający odebrał Ci jako artystce wpływ na ostateczną formę dzieła?
- Od zawsze dla mnie najbardziej interesujące jest to, jak moje (i nie tylko) prace żyją sobie dalej. Moment otwarcia ekspozycji jest chwilą, w której oddaję dzieło w ręce odbiorcy. I właśnie to, co on zaproponuje, jest dla mnie najciekawsze. Oczywiście nie chodzi mi o to, żeby przetwarzał, niszczył, zmieniał. Raczej o to, jak posłuży się narzędziami, które ja mu pozostawiłam. To, co zostanie w odbiorcy po kontakcie z instalacją. Emocje, skojarzenia, a może jakieś wyjątkowo dobre żarty na przedstawiony temat. Uważam, że temu powinna służyć sztuka.
-
Twoja interwencja w przestrzeń Project Roomu wpływa nie tylko na zwiedzających, ale również na samą przestrzeń. Otwarte na oścież okna powodują przeciąg i rozprzestrzenianie się po całym budynku powietrza z zewnątrz, często wychładzając kolejne pomieszczenia. Ciekawe jest to, że Próba sił działa trochę jak wirus – najpierw prawie niezauważalnie, ale konsekwentnie rozprzestrzeniając się na coraz to szersze terytorium, daleko poza jedną wyznaczoną mu salą. Czy takie było Twoje założenie? Przewietrzenie murów instytucji?
- Warto zauważyć, że słowo wirus pada tu w szczególnym kontekście, jako że wywiad powstaje w czasie pandemii, a sama instytucja – CSW – dwunastego marca, po sześciu dniach od otwarcia wystawy, zamknęła się dla zwiedzających... Ale tak, masz rację, chcę żeby ten gest otwarcia okien pozwolił wpuścić trochę tego zewnętrznego świata w mury zamku. Trochę może też żeby była podprogowo odbierana poprzez zmianę temperatury w innych pomieszczeniach budynku. Pewien dyskomfort – i to, jak sobie z nim radzimy też – jest zawsze interesujący. Bardzo mi się spodobało, że pracownicy pilnujący mojej wystawy zostali doposażeni w puchowe kurtki. Instytucja jako pracujący w niej ludzie adaptuje się do sytuacji, którą pozostawiają po sobie artyści. To jest piękne. A przy tym – pootwierane na oścież okna to tyle różnych scenariuszy, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć! Może wiosenny huragan? Może duszne powietrze stojące w miejscu? Jest tyle różnych możliwości.
-
Masz rację, nie użyłam słowa wirus bezpodstawnie. Koronawirus, który wstrzymał zaplanowane działania CSW, uniemożliwia fizyczne odwiedzanie instytucji już prawie półtora miesiąca. Oficjalny termin trwania wystawy minął, jednak Twoja instalacja wciąż gości na zamku. Instalacja, która z założenia dzieli przestrzeń i mówi o istnieniu zupełnie innych w swojej naturze światów, otwiera się w momencie, w którym do Polski dociera pandemia. Pandemia, która również przedziela nasz świat na to, co znamy i na dużą niewiadomą, która nastąpi po niej. Czy ta nieplanowana przerwa nadaje nowy kontekst Twojej pracy? Czy patrzysz na nią teraz z innej perspektywy?
- Zdaje się, że oglądanie tej pracy przez pryzmat pandemii jest nieuniknione. Kilka osób nawet napisało do mnie w momencie, gdy ogłoszono lockdown, że dla nich moja praca w tej chwili staje się szczególnie wymowna. Jesteśmy uwięzieni wszyscy w czerwieni, która zalewa całą przestrzeń, możemy spoglądać na zewnętrzny świat przez szczelinę, ale jest on dla nas w gruncie rzeczy niedostępny. Normalność staje się najbardziej pożądanym stanem.
- W sumie to ciekawe, obserwować, jak świat wokół się przeobraża z dnia na dzień, tak diametralnie. Gdy planowałyśmy tę wystawę, nikt się nie spodziewał, że wszystko tak bardzo się zmieni, nadając nowe konteksty. Kolejną ciekawą perspektywą jest myśl o samym Zamku Ujazdowskim jako czymś, co zamarło na czas lockdownu i zatrzymało w sobie moją pracę.
- Teraz, gdy CSW przygotowuje się do ponownego otwarcia dla publiczności, pojawia się wiele pytań związanych z ochroną przed wirusem. Sztuka nie może być już tak swobodnie dostępna dla odbiorcy, pojawia się pytanie, czy dotykanie tkaniny niesie ze sobą ryzyko przeniesienia wirusa. To dziwny nowy świat, w którym musimy się odnaleźć również jako twórcy.
-
Rzeczywiście pojawiło się sporo pytań na temat bezpieczeństwa zwiedzających w związku z interaktywnością Próby sił, a nawet zwykłym przebywaniem w przestrzeni Project Roomu. Twoja instalacja skłania do spędzania z nią czasu – zwiedzający często siadali na podłodze i obserwowali ruch materiału, próbując odgadnąć jego cykliczność, tak jak obserwuje się morze lub ogień. Czy teraz, mając wiedzę o tej nowej rzeczywistości, coś byś zrobiła inaczej? A może zrobiła coś kompletnie innego? Czy artyści już zmieniają swoje działania wobec wszechobecnej pandemii?
- Rzeczywiście, zaraz po ponownym udostępnieniu Próby sił zwiedzającym pojawiały się propozycje różnego rodzaju zakazów i nakazów, które zablokować rozprzestrzenianie się wirusa.
- Trudno mi oceniać skalę zagrożenia tkwiącego w tej instalacji, brak mi odpowiedniej wiedzy z tego zakresu. Mogę kierować się jedynie perspektywą twórcy obiektu. Władze CSW ostatecznie zdecydowały się pozostawić ten wybór zwiedzającym, by mieli swobodę odbioru pracy i podejmowali decyzję o zakresie kontaktu z obiektem samodzielnie.
- Nie zmieniłabym tej pracy ani o milimetr. Być może powinna ona należeć do świata sprzed pandemii, bo w tym świecie powstała. Trudno jeszcze oceniać, jakie zmiany będą trwałe i jak wpłynie to na dzieła, które powstają teraz. Jednak ja sama nie dopatruję się w zmianach strachu przed nowym, a raczej tego, co one mogą mi dać.
-
-
Chciałam jeszcze wrócić do kwestii reagowania i zmieniania się instytucji poprzez sytuacje, jakie generują artyści. Próba sił jest kapryśną pracą, jeśli w budynku nie ma wystarczającego przeciągu, opada jak sflaczały balon albo faluje jak firanka. Nie jest w stanie nadmuchać swojego ogromnego brzucha albo zasysa się w stronę okien, anektując białą strefę. Pilnujący wystawy co rano otwiera okna i sprawdza, czy instalacja wciąż „normalnie oddycha”, czy raczej trzeba znów zastanowić się, jak tchnąć w nią życie. Jest to więc bardziej opiekowanie się wystawą niż jej pilnowanie. To tak, jakbyś wprowadziła do Project Roomu stworzenie, które żywi się ruchem powietrza i instytucja musi zadbać, żeby mu je w odpowiedniej ilości dostarczyć. Czy właśnie takie miałaś intencje – żeby wprowadzić między pracowników a obiekt sztuki element troski?
- Cieszę się, że dostrzegłaś mechanizmy, które towarzyszą tej pracy. Podświadomie wytwarzam instalacje kłopotliwe w eksponowaniu, które tworzą różne sytuacje w czasie trwania wystawy. I oczywiście jest ta perspektywa widowni, odbiorcy, który przychodzi z zewnątrz i spędza z pracą jakiś, określony przez siebie, czas. Ale jest też ta część historii, która tworzy się wewnątrz zamku, ta cała obsługa zajmująca się moją pracą. Począwszy od ekipy technicznej, która obiecała otwierać i zamykać górną partię okien, poprzez zespół dbający o porządek, aż po pilnującą wystawy ochronę, która spędza z pracą najwięcej czasu. To na nich spoczywa odpowiedzialność, od nich zależy, czy tchną w tę pracę życie, czy nie. Zdaję sobie sprawę, że jak to w każdej relacji, mogą być trudniejsze momenty, gorsze dni. Irytacja na pracę w ciągłym przeciągu. Ale mimo to widzę poczucie wspólnej odpowiedzialności. Jest to coś w rodzaju klasowego chomika, którym należy się opiekować. Pytanie, kto go weźmie na wakacje.
-
„Wspólna odpowiedzialność”, to również mógłby być tytuł tej instalacji. Można ją widzieć jako komentarz do obecnych napięć w strukturze samego Centrum Sztuki Współczesnej – zmiana dyrekcji; podziałów politycznych kraju – ostatnie wybory prezydenckie i podział Polski na pół; jeszcze wspomniane przez Ciebie wnętrza i zewnętrza, oddzielone od siebie wybuchem pandemii. Siły, które się ze sobą ścierają, są ostatnimi czasy bardzo uwidocznione i mam wrażenie, że żyjemy w świadomości ciągłego napięcia, analizując to, co jeszcze może się wydarzyć. Równocześnie wiemy, że koniec jednego świata bądź porządku jest początkiem czegoś nowego i to może symbolizować waginalny kształt rozcięcia, znajdującego się w samym centrum Próby sił. Ale nic się jeszcze nie narodziło. Żadna ze stron nie wygrała. Moment graniczny wciąż trwa i możemy go obserwować, a nawet w pewien sposób na niego wpłynąć.
- Ten rok jest niewiarygodnie bogaty w trudne doświadczenia. Dla nas wszystkich. Staram się wierzyć, że ta tendencja się odwróci. A być może to my sami możemy ją odwrócić, zmianę zaczynając od siebie i swoich przyzwyczajeń... Jednak wracając do kontekstu świata, w którym znalazła się moja praca – to faktycznie, mój ulubiony element tej instalacji, czyli to rozcięcie, nabiera jeszcze bardziej wymownego znaczenia w kontekście narodzin nowego porządku. Choć przyznam szczerze, że nie chciałabym tak dosłownie poruszać się w jakichś analogiach do rzeczywistości. Pozostawmy tej instalacji pewną „niezależność” i abstrakcyjność, w której każdy może znaleźć wątki dla siebie ważne.