Zofia Gramz
Nic się nie stało
Wykonane czarnym jak smoła tuszem rysunki Zofii Gramz reprezentują czarny humor w najczystszej postaci. Zdeformowane postacie wykonują absurdalne czynności niesprawiające im najmniejszej satysfakcji. Tutaj „Kasia czeka na twój telefon”, naga „Gwiazda przyłapana na jachcie” pręży się kusząco, menel pije z gwinta pod buńczucznym „Pomnikiem Czynu Polaków”, „Pikuś czeka na twojego SMS-a”, „Wróżbita Arek” spogląda przed siebie wielkimi okrągłymi oczami, Lusia prosi, aby ją „udostępnić”, a przerażająco smutna kobieta z gigantycznymi worami pod oczami, dzierżąc peta, wyznaje: „Całe życie zajmowałam się sztuką”.
„Podpisy do rysunków stanowią rodzaj kluczy do zawartych w nich rebusów. Są też często parodiami haseł pojawiających się w mediach – tłumaczy Gramz. – Ogrom informacji medialnych próbuje przebić się, przykuć uwagę obrazem i hasłem usiłującym wzbudzić jak najsilniejsze emocje. Po drugiej stronie monitora w spokojnym, bezpiecznym otoczeniu siedzi człowiek, który z jednej strony reaguje na to wszystko emocjonalnie, a z drugiej czuje się wobec tego natłoku problemów bezsilny. Z czasem obojętnieje i przestaje odróżniać rzeczy ważne od mniej istotnych”. Może właśnie dlatego hasła pod wieloma rysunkami są w nieznoszącym sprzeciwu trybie rozkazującym: „Nie strzyż się sam”, „Nie chowaj głowy w mrowisku”, „Sprawdź komputer swego dziecka”, „Zaśpiewaj hymn”, „Nie wiesz, co robić? Namaluj zaskoczonego konia”. Gramz twierdzi, że jej rysunki powstają podobnie jak improwizowane monologi. „Rysunek stwarza praktycznie zerowy opór techniczny – jest po prostu myśleniem w procesie” – wyjaśnia. Fantastyczne realizacje artystki są ekspresyjne, lecz bardzo ambiwalentne w rodzaju uczuć, jakie wywołują. Tutaj smutek nie różni się niczym od radości. Zupełnie niczym, ma bowiem tak samo wyszczerzone zęby i pajęcze odnóża. Może jest tylko nieco bardziej rozmazany.