Sztuka jest przydatnym narzędziem
Amy Pekal w rozmowie z Klarą Czerniewską-Andryszczyk
-
Twój rodzinny Nowy Jork uznawany jest za światową stolicę sztuki. Dlaczego się stamtąd wyprowadziłaś?
- Nowojorska scena jest specyficzna, ponieważ jest silnie napędzana przez rynek sztuki. Interesowały mnie inne, poza kapitalistycznym, potencjalne światy sztuki. Tak trafiłam do Holandii, gdzie dzięki wsparciu finansowemu ze strony państwa panuje zupełnie inny sposób myślenia o praktyce artystycznej. W Europie szczególnie zainteresował mnie nacisk na badania artystyczne, które nie są tak dobrze rozwinięte w USA.
-
Nad czym pracowałaś przed przyjazdem do Zamku Ujazdowskiego?
- W Holandii byłam częścią grupy roboczej artystów/ek i badaczy/ek Kodeks Sprawiedliwości Klimatycznej [Climate Justice Code], która bada, w jaki sposób dzięki sile radykalnej wyobraźni artyści/stki i instytucje artystyczne reagują na kryzys klimatyczny. To grupowy proces, w który jesteśmy zaangażowani od 2019 roku. Został uruchomiony w ramach drugiego dorocznego zgromadzenia Casco Art Institute, Our House is on Fire [Nasz dom stoi w ogniu]. Stamtąd trafiłam tutaj, do Polski.
-
Co rozumiesz przez sformułowania takie jak radykalna zmiana, radykalna wyobraźnia?
- Pracując z Kodeksem Sprawiedliwości Klimatycznej zrozumiałam, że radykalna zmiana i radykalna wyobraźnia w praktyce artystycznej wywodzą się bezpośrednio z mikropraktyk dnia codziennego. To właśnie proponuję tutaj, w Warszawie: mój projekt obraca się wokół pytania o to, jak w naszym dążeniu do zmiany kultury myślimy o sztuce w sposób osadzony w społecznej tkance naszej codzienności.
-
To wszystko wydaje się bardzo zaangażowane, ale jednocześnie brzmi jak coś, co już wkroczyło do głównego nurtu świata sztuki...
- Rzeczywiście, nierówności społeczne i kryzys klimatyczny są jednymi z najpilniejszych tematów – to coś, czemu można poświęcić całe życie. W mojej pracy staram się budować infrastrukturę do życia w naturokulturze [natureculture], by użyć terminu ukutego przez feministyczną badaczkę, Donnę Haraway. Moja działalność jest usytuowana na przecięciu natury i kultury, stosuję różnorodne metody artystyczne. Zamiast uogólniać jedną wielką ideę, stosuję i intensyfikuję szereg różnych metodologii z całego świata, by zmienić dominującą kulturową narrację o tym, w jaki sposób jesteśmy uwikłani w naturę.
-
Pojechałaś do Chile. Czy była to Twoja pierwsza rezydencja artystyczna?
- Tak. Spędziłam tam około roku, choć miał to być sześciomiesięczny projekt. To tam zaczęłam myśleć o naszym związku ze światem ożywionym i naszej umiejętności budowania odporności środowisk na trudne, katastrofalne sytuacje. Kiedy tam byłam, trwały pożary niszczące Nirivilo i okolice. Pojechałam tam, by zrozumieć, w jaki sposób mieszkańcy wioski odbudowali to, co strawiły płomienie i jakie metody przetrwania były wymagane zarówno od środowiska naturalnego, jak i ludzi, którzy je zamieszkują. Pytania piętrzyły się, a kiedy skończyłam pracę nad projektem, zdałam sobie sprawę, że moja praktyka była silnie oparta na pracy w terenie – warunkach i sytuacjach, w których się znalazłam. Nie jestem w stanie myśleć z wyprzedzeniem o kolejnym projekcie, projekty same wyłaniają się z warunków, w których się znajduję. Tak też było tutaj z pojemnikami na kompost.
-
Czy możesz powiedzieć o nich coś więcej?
- Kiedy byłam w Warszawie w lutym i marcu, trwał lockdown, a prawie cały personel pracował z domu. W rezultacie nawiązałam relację z działem technicznym – ludźmi, którzy dbają o teren, którzy byli tu na co dzień. Rozejrzałam się dookoła i w ramach eksperymentu postanowiłam coś zmienić i zbudować pojemnik na kompost. Pojemniki funkcjonowały jako barometr, były narzędziem krytyki instytucjonalnej i określiły stosunek instytucji do czegoś tak małego, ale i obfitego, jak żywa materia pochodząca z dwóch restauracji, Laboratorium, biur U–jazdowskiego i otaczającego zamek parku.
-
No cóż, ktoś musiał to zrobić – dlaczego nie rezydentka?
- Moja praca pokazała, że instytucje sztuki – w tym wypadku U–jazdowski – są tylko teoretycznie zainteresowane swoim związkiem z kryzysem planetarnym, często za tym zainteresowaniem nie idzie żadna praktyka. Łatwo sporządzić listę zadań lub zakupów: należy kompostować, używać ekologicznych kubków itp., ale nie zawsze przekłada się to na rzeczywiste działania.
-
Wygląda na to, że Twoja praca idzie ramię w ramię z działaniami lokalnych inicjatyw – ruchy takie jak Kultura dla Klimatu i Muzea dla Klimatu działają już od kilku lat.
- Tak. W ciągu pierwszych kilku tygodni pobytu poznałam i zaprzyjaźniłam się z Olą Jach, członkinią obu tych grup. Byłam zainspirowana tym, jak został poprowadzony cały projekt i jak o nim rozmawiano. Wysłuchałam wszystkich transmisji z ich wydarzeń i wykładów na Facebooku. Widać, że trwa już dialog, ale punkt zwrotny jeszcze nie nadszedł.
-
Możesz opowiedzieć mi o trajektoriach twojej pracy artystycznej? Kiedy zdałaś sobie sprawę, że jesteś artystką badaczką, a nie artystką producentką?
- Myślę, że moja ekologia praktyki jest nieco bardziej skomplikowana, proces jej wypracowania był dość karkołomny. Dopiero teraz uczę się pozwalać na to, by badania same się kształtowały. Zdałam sobie sprawę, że pracuję w czteroletnich cyklach, które obejmują pewne etapy – od inspiracji konkretną ekologiczną potrzebą do wytworzenia wizualnego języka. Jednak w pewnym momencie muszę wstrzymać proces produkcji i zająć się budowaniem relacji z określonymi społecznościami, więc wracam do punktu wyjścia, by zobaczyć, jak zmienia się środowisko. To daje mi szansę zaobserwować, jaki wpływ mają na nie siły natury. Ten proces prowadzi mnie do zrozumienia i przetłumaczenia, czego naprawdę potrzeba, by zmienić klimat poprzez praktykę artystyczną i jak naprawdę wygląda radykalna wyobraźnia.
-
Wydaje się, że jesteś głęboko zafascynowana materialnością przedmiotów, które ostatecznie produkujesz, czy to obrazu, czy pojemnika na kompost.
- Tak, uwielbiam, gdy materialność kieruje pracą, którą wykonuję. Namacalność rzeczy – zarówno żywej materii, jak i materiałów – traktuję jako punkt wyjścia do stworzenia dowolnego przedmiotu.
-
Czy możesz opowiedzieć mi o współpracach wynikających z pobytu na rezydencji?
- Pod koniec lipca wybieram się na Konteksty. Kongres postartystyczny w Sokołowsku. W trakcie rezydencji stworzyłam prototypy na to wydarzenie. Projekt, w którym wezmę udział, nazywa się Support Distance and Boundaries. Tworzę serię lasek, które zawiozę na festiwal. Są do nich zamocowane sznurki, które można rozwinąć i animować. Jestem tym bardzo podekscytowana. Zaraz potem odbędzie się Opolno 2071 w Opolnie Zdroju, gdzie biorę udział w zbiorowej akcji artystycznej skupionej na przyszłości okolic kopalni węgla brunatnego w Turowie. Mam nadzieję, że będą to wydarzenia, do których wrócę w ciągu najbliższych trzech lat, by zaspokoić moją potrzebę powrotu do pewnych miejsc.
-
Dokąd pojedziesz po zakończeniu rezydencji w Warszawie?
- Wracam do Nowego Jorku, do domu. Po latach podróżowania po świecie czuję, że moja praca będzie przydatna na północnym Brooklynie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że byłam w uprzywilejowanej sytuacji, miałam możliwość wyjechać, podróżować i widzieć lub wcielać w życie moją wizję świata, ale ciągnie mnie z powrotem do siebie. Mieszkanie w Nowym Jorku oznacza dostęp do międzynarodowych możliwości oraz – jednak – wsparcie rynku. Czuję, że po powrocie do Nowego Jorku moja faza badawcza ustabilizuje się i przełoży na więcej pracy produkcyjnej – w ciągu ostatnich trzech lat prowadziłam wiele badań, ale produkowałam niewiele.
- Warszawa, 22 czerwca 2021