Aziza Harmel o Re–Directing: East 2019
-
Marianna Dobkowska: Skąd pochodzisz i z czym przyjechałaś na forum i seminarium Re–Directing: East?
-
Aziza Harmel: Jestem niezależną kuratorką, mieszkam w Tunezji. Interesują mnie kwestie związane z widzialnością, duchologią, obecnością nieobecności, odludnością, miłością. Przed przyjazdem na rezydencję przemyśliwałam już przez jakiś czas o przyjrzeniu się niewidzialnym publicznie politycznym sporom w Tunezji, zwłaszcza w odniesieniu do tego, co wydarzyło się w 2011.
-
Kiedy moja przyjaciółka opowiedziała mi o otwartym naborze na rezydencję, zaczęłyśmy zastanawiać się nad tym, co mogłybyśmy zrobić razem. Rozmawiałyśmy o miłości i pożądaniu. A także o tym, dlaczego miałybyśmy chcieć reaktywować więzy solidarności między dawnym blokiem wschodnim i regionem Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.
-
W owym czasie badałam już archiwa tunezyjskiej partii komunistycznej, śledząc niewidzialne zmagania, myśląc o wydarzeniach 2011 roku, rewolucji, i o tym, że powstanie wyrosło z podglebia nieinstytucjonalnej opozycji. Badałam postać Jamili Ben Othman, żony pierwszego sekretarza, którą nazywam niewidzialną i aktywną uczestniczką wspólnej walki.
-
Zaproponowałam więc spojrzenie na relację między byłymi krajami komunistycznymi i regionem Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej poprzez i na przykładzie listów miłosnych, które Jamila wysyłała do Walentyny Tierieszkowej. Była to oczywiście narracja spekulatywna, ale miała w sobie dużo prawdy. Spotkały się w końcu; pomyślałam, że wiedza, którą się wtedy podzieliły, mogła być niezwykle interesująca.
-
Miłosna korespondencja Tunezyjki Jamili i rosyjskiej kosmonautki Walentyny. Tu moglibyśmy zacząć, by zmienić ukierunkowanie naszej wiedzy. Myślę jednak, że zasadnicze pytanie brzmi: co chcemy w ten sposób osiągnąć? Sądzę, że chcemy wiedzieć, jak zbudować nowy front, a żeby to osiągnąć, musimy stworzyć nowy sposób myślenia o miłości. Nowa miłość oparta na wspólnym pragnieniu prawdziwej zmiany w polityce. Ta koncepcja nowej miłości to przygoda, której stawką jest coś ważnego. Coś opartego na ofierze, przemocy i cierpliwości.
-
-
Jakie były twoje wrażenia z rezydencji i seminarium?
-
Po pierwsze nie wydaje mi się, by było to aż tak ponadnarodowe doświadczenie, nie występowaliśmy tam jako reprezentanci narodowi, raczej związani z ponadlokalnością i budowaniem relacji. Nie jestem pewna, czy zmieniło ono coś w naszej oryginalnej koncepcji, ale niewątpliwie dodało nowe elementy do naszego myślenia o pracy i przygodzie miłości. Nie gloryfikowaliśmy przeszłości, ale konfrontacja z naszymi własnymi historycznymi i społecznymi uwarunkowaniami była w pewien sposób bolesna. Myślę, że budowanie silnych relacji wymaga czasu i cierpliwości.
-
Większość z nas odczuwa silny i stały związek z wodą. Uświadomienie sobie tego nie było zaskoczeniem, stało się natomiast punktem wyjścia do próby pomyślenia o wspólnym pragnieniu. Rozmawialiśmy o zmienności, wyczerpaniu, upłynnieniu, o morzu, o tonięciu...
-
Siedzieliśmy i namiętnie rozprawialiśmy o tym wszystkim. W ciągu miesiąca zbliżyliśmy się do siebie, zżyliśmy ze sobą. Odkryliśmy ciekawe sposoby wyrażania obaw i problemów i pozwoli zmierzaliśmy ku próbie myślenia o rozwiązaniach. Być może to już był alternatywny sposób tworzenia instytucji, a wierzę, że godne tej nazwy są tylko takie instytucje, które są zdolne mnożyć się i utrzymywać przy życiu. W przeciwnym razie cały proces staje się tylko jeszcze jednym efemerycznym projektem artystycznym. Sądzę, że byliśmy tego bardzo świadomi i budowaliśmy nasze relacje troskliwie i powoli, myśląc o właściwym tempie i nie szczędząc refleksji nad zaufaniem i szczodrością.
-
-
Co wyniosłaś z rezydencji i seminarium?
-
Dużo się nauczyłam i myślę, że wyjeżdżam pełna nowych pytań. Czuję, że niektóre z nawiązanych tu relacji, osobistych i wychodzących poza kwestie osobiste, będą kontynuowane. Myślę, że jest to zaledwie początek romansu. Być może nie spostrzegliśmy tego od razu, ale wierzę, że odkryliśmy liczne piękne sposoby dzielenia wspólnych pragnień.
-
-
Tłumaczenie
-
Marcin Wawrzyńczak
-