Ku polityce bezpiecznej przestrzeni
„Projekty artystyczne, w które byłem zaangażowany lub które inicjowałem, były zawsze bliskie formom aktywizmu” – szwajcarski artysta Marc Hunziker w rozmowie z Agnieszką Sural
-
Agnieszka Sural: Jednym z elementów twojej działalności jest organizowanie imprez, w które włączasz sztukę współczesną. Jak to się zaczęło?
- Marc Hunziker: Na Uniwersytecie Artystycznym w Zurychu, gdzie studiowałem, udostępniono mi sporą przestrzeń. Zamiast wykorzystać ją na pracownię, razem z Chantal Kaufmann i Rafałem Skoczkiem urządziliśmy w niej bar. Nazwaliśmy go Pool Barem. Przez blisko dwa lata raz na tydzień całe miasto przychodziło do nas na imprezy. To, co zarobiliśmy, przeznaczaliśmy na działalność naszej galerii w skłocie – Up State. To była strategia pasożytniczej formy samoorganizacji. Zaczęto nas zapraszać do robienia wystaw w różnych instytucjach, gdzie zaczęliśmy tę strategię stosować. W ostatecznym rozrachunku imprezy nie były częścią naszej twórczości, nie tworzyliśmy też poprzez nie sztuki. Wykorzystywaliśmy raczej ramy instytucjonalne, by generować środki, a następnie redystrybuować je w ramach naszej sieci.
-
Mieszkałeś też w tym skłocie?
- Tak, mieszkam w skłotach od dziesięciu lat.
-
Jak wygląda twoja praktyka artystyczna? Opowiedz, w co jesteś zaangażowany.
- Przeprowadzałem proste interwencje w przestrzeniach sztuki, zmieniające funkcje społeczne tych miejsc i wpływ, jaki przestrzeń może mieć na ludzkie odczucia i zachowania. Jest mi trudno o tym opowiadać, bo jestem znudzony sztuką w formie samotnej praktyki w studiu. Współprowadzę również niezależną przestrzeń artystyczno-społeczną Up State w jednym z zuryskich skłotów. Skłotowanie i zajmowanie opuszczonych budynków to akt polityczny. Ale nie jest to moją praktyką artystyczną. Projekty artystyczne, w których brałem udział albo które inicjowałem, zawsze bliskie były formom aktywizmu. W zeszłym semestrze zacząłem studiować filozofię i historię na uniwersytecie w Zurychu, więc czasami jestem też studentem. Wraz z Nicolą Kazimir jesteśmy kuratorami wydawnictwa muzycznego Gentrified Underground. W Warszawie jestem na rezydencji artystycznej. Płacą mi za to, więc jestem artystą.
-
Czym zajmowałeś się w trakcie półrocznego pobytu?
- Program, w ramach którego tu jestem, to program badawczy, gdzie nie mam obowiązku stworzenia konkretnego dzieła. Jest to bardzo komfortowa sytuacja, z jednej strony wysoce uprzywilejowana, a jednocześnie istotna, gdy chodzi o poszerzanie idei produkcji dzieł sztuki. Wykorzystałem ten czas na pisanie i czytanie. A także cieszyłem się pobytem tutaj z przyjaciółmi, którzy mnie odwiedzali, oraz osobami, które poznałem w Warszawie.
- Marc Hunziker przy Ławach Jenny Holzer w parku przed Zamkiem Ujazdowskim. Fot. Dawid Misiorny
-
Pod koniec sierpnia odbędzie się druga odsłona projektu To Be Real, którą przygotowujesz z artystką Zuzanną Czebatul oraz kolektywem didżejskim Syntetyk. Jaki jest pomysł na to wydarzenie?
- Na tym etapie trudno mówić o szczegółach. Kuratorzy projektu Michał Grzegorzek i Mateusz Szymanówka ściągają różnych ludzi do Zamku Ujazdowskiego, by badać potencjał muzyki rave i jej źródła, tkwiące w kulturze queer, ruchach oporu i innych progresywnych subkulturach. Jedną z zasadniczych spraw jest tu współpraca między zaproszonymi osobami. Jeśli dobrze rozumiem, celem kuratorów jest nie tyle stworzenie dzieła sztuki poprzez zorganizowanie balangi, ile zorganizowanie rave’u jako performansu i jednoczesne zadanie pytania o to, czego instytucja artystyczna może nauczyć się od wspomnianych środowisk.
-
Na czym polega wasza metoda współpracy?
- Zaczęliśmy od burz mózgów i wymieniania się pomysłami, do tego dochodzi teraz trzytygodniowa wspólna rezydencja w Zamku Ujazdowskim. Dużo rozmawiamy o tym, co te środowiska dla nas znaczą i w jaki sposób jesteśmy w nie zaangażowani. Sporo czasu poświęciliśmy planowaniu składu wykonawców, zapraszaniu rozmaitych muzyków. Tworzymy też plakaty i grafiki, które mają być wyświetlane na dziedzińcu. Poprzez nie, a także transparenty, flagi czy fanziny chcielibyśmy przekazać istotne dla nas treści. Wydarzenie jest częścią Roku Antyfaszystowskiego w Warszawie i będziemy zbierali pieniądze dla różnych organizacji politycznych. Krótko mówiąc, efektem projektu ma być impreza taneczna, która dotyka aktualnych realiów i kwestii społeczno-politycznych w Polsce i na świecie.
-
-
Jakie imprezy lubisz najbardziej?
- Intensywne, szalone i dzikie; takie, które nigdy się nie kończą: rave’y. Interesuje mnie polityka bezpiecznej przestrzeni, idea i potrzeba zwiększania świadomości zbiorowej o innych formach dyskryminacji – co może mieć miejsce podczas imprezy. A także znalezienie alternatywnych rozwiązań na radzenie sobie z tym inaczej niż poprzez prawo.
-
Jak to jest być w Polsce w 2019?
- Bardzo ciekawie. Sytuacja polityczna domaga się masowego oporu ze strony marginalizowanych społeczności i tych, którzy się z nimi solidaryzują. W kontekście sztuki współczesnej odczułem większą potrzebę wśród lewicujących instytucji kultury na stanie się ważnymi miejscami reprezentacji i widoczności. Brałem udział w rozmaitych wydarzeniach, akcjach i demonstracjach.
-
-
Porozmawiajmy o przyszłości i nadchodzących zmianach klimatu – gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?
- Chciałbym stworzyć komunę kulturalną, interdyscyplinarny instytut, w którym ludzie z różnych dziedzin mogliby mieszkać i pracować.