Mapowanie artystycznej geopolityki
Sasha Kurmaz w rozmowie z Klarą Czerniewską-Andryszczyk
-
To nie jest Twoja pierwsza wizyta w Warszawie. Czy możesz opowiedzieć o swoich relacjach z miastem i Polską w ogóle? Czy znasz lokalną scenę artystyczną? Możesz opowiedzieć mi wystawach, w których brałeś udział?
- Pierwszy raz odwiedziłem Warszawę na początku lat dwutysięcznych, kiedy byłem aktywnym grafficiarzem. Mój krąg społeczny był blisko związany z ludźmi ze społeczności graffiti, nadal utrzymuję kontakt z niektórymi z nich, mimo że przestałem tworzyć graffiti jakieś 10 lat temu. Moja pierwsza indywidualna wystawa odbyła się w Warszawie, w niezależnej przestrzeni, prowadzonej przez grupę artystów skupionych wokół platformy vlep[v]net. Warszawa jest więc ważnym punktem mojej biografii artystycznej. Jestem też fanem polskiej sztuki lat 80. i artystów takich jak Artur Żmijewski, Alicja Żebrowska, Mirosław Bałka, Zbigniew Libera i innych.
-
Jak znalazłeś się na rezydencji w Zamku Ujazdowskim? Nad czym będziesz tu pracował?
- Moja rezydencja to wynik Nagrody Artystycznej im. Kazimierza Malewicza, którą otrzymałem w zeszłym roku. W tej chwili pracuję z Alexandrem Brenerem nad projektem, który chciałbym opublikować w formie książki. Zobaczymy, co się wydarzy, być może pojawią się jakieś nowe pomysły.
-
O Brenerze rozmawiałam też z innym rezydentem Zamku Ujazdowskiego, Graysonem Earle. Czy możesz opowiedzieć o tym coś więcej?
- To ciekawa historia. Byłem wielkim fanem działań Aleksandra w latach dziewięćdziesiątych i książek, które robił z Barbarą Schurz. Wszystko zaczęło się wiosną 2015, kiedy byłem na rezydencji w KulturKontakt w Wiedniu. Wiedziałem z jego książek, że Brener też tam mieszkał. Postanowiłem więc wykorzystać ten czas i lepiej poznać jego i Barbarę. Najpierw poszedłem do galerii Knoll, która wtedy oficjalnie ich reprezentowała. Poznałem Hansa Knolla, właściciela galerii, i zapytałem, czy mógłby zorganizować spotkanie z Aleksandrem albo przynajmniej dać mi jego e-mail. Powiedział, że jedynie sprzedaje dzieła sztuki i nic nie może dla mnie zrobić. Było mi trochę przykro, ale nie poddałem się. Kupiłem bilet i pojechałem do Pragi, spotkać się z przyjacielem, wspaniałym artystą Avdeyem Ter-Ohanyanem, w nadziei, że może coś wie i pomoże. Avdey powiedział, że Brener mieszka w Berlinie i dał mi kontakt do swojego przyjaciela Ilyi. Ilya też jest artystą, należy do kręgu rosyjskich artystów w Niemczech. Kupiłem więc kolejny bilet i pojechałem do Berlina. Ilya nie ucieszył się zbytnio, że chcę poznać Aleksandra osobiście. Ostrzegał, że Alexander jest bardzo ostry i nie lubi, jak mu się zawraca głowę. Wspomniał też, że po ostatniej akcji Aleksandra i Barbary w Berlinie publiczność była przerażona, obrażona i nikt nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Powiedziałem, że jestem gotowy na wszystko, nawet najbardziej nieoczekiwane rzeczy, i poprosiłem o pomoc w zorganizowaniu spotkania. Niechętnie, ale zgodził się mi pomóc. Kilka dni później oznajmił, że Alexander wygłosi wykład w parku dla małego kręgu swoich zwolenników, a ja mogę dołączyć, jeśli chcę. Następnego dnia poznałem Alexandra i Barbarę i od tego czasu jesteśmy przyjaciółmi. W zeszłym roku Alexander napisał wspaniały esej do mojej książki o amatorskiej fotografii erotycznej, a w tym roku chcemy zrobić książkę w formie dialogu, w której jego opowiadania wejdą w interakcje z moimi kolażami.
-
Wspomniałeś, że wywodzisz się ze sceny graffiti. Jak definiujesz swoją praktykę? Jakie są główne tematy, którymi się interesujesz, i media, których używasz?
- Może zabrzmi to śmiesznie, ale w pewnym sensie przyszedłem do sztuki z ulicy. Graffiti i muzyka ska/punk, samoorganizacja i ruchy autonomiczne – wszystko to stanowiło podstawę mojego światopoglądu i relacji ze światem oraz punkt wyjścia mojego artystycznego rozwoju. Wykorzystuję różne media, takie jak fotografia, wideo i interwencje w przestrzeni publicznej. Nie ma jednego konkretnego, głównego tematu – interesuje mnie przestrzeń miejska, relacje między ludźmi a współczesnym światem, a także relacje między jednostką i strukturami władzy. Czasami współpracuję ze społecznościami lub grupami społecznymi, profesjonalistami z innych dyscyplin lub działaczami politycznymi.
-
Czy możesz opowiedzieć o niedawnej wystawie w Białymstoku, której uczestniczyłeś?
- W galerii Arsenał odbyła się wystawa Na początku był czyn! Była poświęcona historii ruchów anarchistycznych we wschodniej Polsce oraz szerzej w Europie Wschodniej. Matthew Post zaprosił mnie do udziału i interwencji w przestrzeni publicznej. Niestety, z powodu pandemii nie mogłem przyjechać do Białegostoku. Moja praca została zrealizowana zgodnie z moimi instrukcjami, ale bez mojego udziału. W mediach widziałem, że wystawa – a w szczególności praca Karola Radziszewskiego – została zaatakowana przez prawicowych aktywistów. Presja wywierana na artystów i zespół galerii naprawdę mnie wkurzyła. Nie zdziwiłbym się, gdyby miało to miejsce w Kijowie, ale trudno pojąć, że coś takiego dzieje się dzisiaj w Polsce. Wydaje się, że konserwatywni politycy i prawicowi populiści chcą przejąć władzę nad wszystkimi instytucjami kultury w Polsce i zainstalować tam własne marionetki.
-
Możesz mi opowiedzieć o scenie artystycznej w Kijowie i w Ukrainie?
- Scena artystyczna jest mała i niezbyt aktywna. Myślę, że wynika to z braku odpowiedniego kształcenia specjalistycznego, braku instytucji i finansowania. W ostatnim czasie pojawiło się wiele oddolnie organizowanych wystaw i wydarzeń, ale nie mają one podstaw systemowych i mają głównie charakter sytuacyjny. Dorasta nowe pokolenie młodych artystów, którzy myślą inaczej i pracują w nowych kierunkach. I to jest obiecujące.
-
A co z miejscami takimi jak PinchukArtCentre? Miałeś tam indywidualną wystawę w 2016 roku. Czy oligarchowie pomagają budować profesjonalną scenę artystyczną w Ukrainie?
- PinchukArtCentre to prywatna inicjatywa jednej osoby, która nie wpływa znacząco na ogólną sytuację w kraju. To miłe miejsce z dużą publicznością, ale nie pomaga w budowaniu sceny artystycznej. Dla rozwoju sceny artystycznej takie centrum sztuki musiałoby powstać w każdym mieście w Ukrainie, a nie tylko w Kijowie. Tak naprawdę to oligarchowie i wielkie firmy nie są zainteresowane rozwojem sztuki i kultury. Jest kilka wyjątków, ale to nie wystarczy.
-
W Twoim CV można odczytać ciekawą mapę Twoich artystycznych relacji. Czy uważasz się za artystę wschodnioeuropejskiego? Jak myślisz, czy podział na Wschód i Zachód jest nadal aktualny?
- Uważam, że to, gdzie żyjemy, uwarunkowania społeczne i gospodarcze mają ogromny wpływ na nasz światopogląd. Nadal istnieje pewna przepaść między Europą Wschodnią i Zachodnią. Widać to i w Polsce, ale w Ukrainie jest to jeszcze bardziej wyraźne. Chociaż internet i media społecznościowe zdają się zacierać to rozróżnienie, nadal jest ono bardzo widoczne. Uważam, że istnieje różnica i że wyraźnie wpływa ona na procesy i prace artystyczne. Jeśli chodzi o mnie, powiedziałbym, że kontynuuję wschodnioeuropejską tradycję sztuki politycznej i społecznej, sztuki, która zajmuje się kwestiami wojny, konfliktów politycznych, wzrostu faszyzmu, rewolucji, zmian społecznych, aktywizmu na rzecz praw człowieka, feminizmu, autonomii sztuki, różnych problemów produkcji artystycznej i samego dzieła.
- Warszawa / online, październik / listopad 2021