12/12/2000-10/02/2001
wystawa

Sam Taylor-Wood

Sam Taylor-Wood, wybitna artystka brytyjska młodszej generacji. Absolwentka wydziału rzeźby Goldsmiths College w Londynie (1990). W 1997 roku została uhonorowana nagrodą dla najbardziej obiecującego młodego artysty na Biennale w Wenecji. Była także nominowana do prestiżowej nagrody Turner Prize. Jej twórczość zawiera w sobie elementy fotografii, filmu i instalacji wideo.

We wszystkich swoich pracach jednak – niezależnie od tego, czy chodzi o film, wideo czy fotografię – wykorzystuje filmowe strategie. Powierzając role zarówno profesjonalnym aktorom, jak i przyjaciołom, zazwyczaj pokazuje wyrwane z kontekstu najzwyczajniejsze sytuacje, nasycając je szczegółami, które umożliwiają nam uchwycenie ukrytych znaczeń. Postać ludzka odizolowana w filmowym kadrze to charakterystyczny element prac Sam Taylor-Wood. W niemal wszystkich realizacjach jej autorstwa oglądamy pojedynczych ludzi. Bohaterowie filmów oraz zdjęć są letargiczni, znudzeni, wściekli; odczuwają ból, śpiewają, próbują coś udowodnić, tańczą i robią miny. Łączy ich jedno: wszyscy są samotni, odizolowani od świata, siebie nawzajem i nas widzów.

W Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski prezentujemy dwie prace wideo Sam Taylor-Wood zatytułowane Brontosaurus (1995) i Hysteria (1997) oraz fotografie z serii Five Revolutionary Seconds (1995–1997) i z cyklu Soliloquy (1998–1999). Brontosaurus ukazuje wysokiego, muskularnego mężczyznę z kozią bródką, który tańczy w nieokreślonym, nisko sklepionym pomieszczeniu przy wolnym, elegijnym adagio na smyczki Samuela Barbera (jest to ten sam utwór, który Oliver Stone wykorzystał w Plutonie, a David Lynch – w Człowieku-słoniu). Wyjątkowo artystka stosuje tutaj zwolnione tempo, dzięki czemu ruchy mężczyzny wydają się nieco odrealnione, tak jakby występ tancerza został bezwiednie wykorzystany w sposób niezgodny z jego intencjami. Czasami taniec przybiera formę frenetycznych „techno-podrygów”, które po chwili ustępują baletowemu narcyzmowi i pretensjonalnym, „klasycznym” pozom. Mężczyzna z fałszywą skromnością spogląda przez ramię, narcystycznie poddając swoje leniwie falujące ciało naszemu oglądowi, dzięki czemu nieco przypomina bojaźliwą postać z rozkładówki „Playboya”. Oto mocno naładowany, patetyczny obraz, w którym znalazło się również miejsce na melancholię. Jak już zauważono, ciało mężczyzny zdaje się przypominać torturowane, masochistyczne torsy z barokowych rzeźb i malowideł. Z kolei muzyka przywołuje skojarzenia filmowe – na przykład traumatyczny „taniec” Martina Sheena w sekwencji otwierającej Czas Apokalipsy. Dzięki uchwyceniu wrażliwości jaźni, jej podatności na zranienie, a także oddaniu patosu przedstawienia oraz czystej energii i piękna ciała, Brontosaurus jawi się jako jedna z najmocniejszych prac Taylor-Wood. Ciało, mimo że nieco toporne i podatne na ciosy, wciąż pozostaje fundamentalnym środkiem ekspresji i przekaźnikiem znaczeń.

Druga projekcja, Hysteria, prezentuje ekstremalne zbliżenie wykrzywionej kobiecej twarzy. Ciało kobiety aż trzęsie się z emocji, jej głowa podnosi się i opada, a jedyną częścią twarzy bez przerwy widoczną na ekranie są bezustannie otwarte usta. Dzięki temu, że oglądamy niemy obraz w zwolnionym tempie, niesłychanie trudno jest wyczuć, czy kobieta płacze czy też się śmieje. Zamierzeniem artystki było zmieszanie dwóch przeciwstawnych stanów emocjonalnych, zatarcie dzielących je granic do tego stopnia, że znika różnica między nimi. Równocześnie, zaangażowanie emocjonalne aktorki ma udzielać się widzowi, który nie potrafiąc zdystansować się od tego deprymującego wyrazu ekspresji, wymykającej się jakiejkolwiek jednoznacznej interpretacji, sam zostaje wprawiony w zakłopotanie.

Często w swych pracach Sam Taylor-Wood porusza problem odpowiedzialności artysty. Do jakiego stopnia dzieło sztuki skrywa tożsamość twórcy. Stara się tworzyć takie prace, w których zanegowana jest tradycyjna forma narracji. To, co w jej pracach najistotniejsze, to uchwycenie momentu, który nadaje zaobserwowanej sytuacji indywidualny charakter. Mniej istotne są fabularny ciąg zdarzeń i ich celowość.

Ta sama tematyka przeniknęła również do ważnej dla twórczości Taylor-Wood serii fotografii zatytułowanej Five Revolutionary Seconds I–IX (1995–1997). Aparat, którym posłużyła się artystka przy ich tworzeniu, w ciągu pięciu minut obraca się o 360 stopni, panoramując wnętrza, w których pojawiają się ludzie. W ten sposób prostopadłościenny pokój „rozpłaszcza się” w niemożliwie wydłużoną przestrzeń. Postaci, zaabsorbowane sobą – lub innymi – dzielą przestrzeń, która potęguje ich wzajemną izolację. Na przykład na fotografii Five Revolutionary Seconds V, którą prezentujemy w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, w centrum widzimy trzech mężczyzn zgrupowanych wokół stołu. Jeden z nich siedzi na krześle, plecami do obiektywu, drugi – pochylający się – najwyraźniej grozi siedzącemu, a trzeci, zza jego pleców obserwuje kłótnię. Cała scena odbija się w lustrze, które, ustawione na prawo od stołu, pozwoliłoby nam ujrzeć twarz siedzącego mężczyzny, gdyby nie to, że jego prawa dłoń niemal całkowicie ją zasłania. Pewną przeciwwagę dla sceny kłótni jest postać kobiety, leżącej na sofie, jakby pozującej do zdjęcia (jej twarz oświetla punktowe światło). Dalej, po lewej stronie widzimy samotnego mężczyznę, który siedzi na krześle z nogami na parapecie i wygląda przez okno. W znajdującym się za nim lustrze nie widać jego odbicia, jest tam jedynie puste krzesło, na które niedbale rzucono sweter. Jeszcze dalej na lewo, z sufitu zwisa połowa (od pasa w dół) czyjegoś ciała nieokreślonej płci. Zawieszone pomiędzy sufitem a podłogą, funkcjonuje ono jako swoiste ciało obce, należące do sceny i jednocześnie od niej oderwane. Z kolei po prawej stronie widać kobietę w czerwonej sukni, uciekającą lub wybiegającą na spotkanie. (Kogo? Może wiszącego mężczyzny? Trudno powiedzieć.) Jej zdecydowany, dynamiczny ruch ostro kontrastuje z zastygłą w bezruchu resztą. Postać ta jest uosobieniem niepokoju. którym podszyta jest cała ta nieskazitelnie wykwintna scena, choć jej ruch – podobnie jak wybuch konfliktu – pozostaje potencjalny.

Głównym tematem „Rewolucyjnej” serii Sam Taylor-Wood jest dekadencja i jej różnorodne przejawy oraz dysfunkcyjne układy społeczne, uniemożliwiające kontakt między ludźmi. Każda z ukazanych osób przebywa we własnym świecie, a tym, co je łączy, jest jedynie zbytkowne otoczenie. Charakterystyczna dla fotografii wystawna scenografia jest wizualnym odpowiednikiem opery wykorzystanej w pracach wideo. To, co na nich widać, jest serią wydarzeń, póz i działań nie powiązanych ze sobą, tyle że rozgrywających się w tym samym miejscu i czasie (choć z uwagi na specyficzny proces powstawania zdjęć nawet to nie jest prawdą). W CSW prezentujemy również fotografie z cyklu Soliloquy. Na jednej z prac Soliloquy IV widać uchwycony w perspektywicznym skrócie nagi tors piersiastej olbrzymki pogrążonej w głębokim śnie na sofie. Ma uchylone usta, a jej miękkie, różowe ciało zagłębia się w ozdobne poduszki. Tutaj kontrast pomiędzy bezwładnym ciałem a śniącym umysłem autorka wykorzystała nieco inaczej: przedstawionym w dolnej części obrazu owocom wyobraźni przeciwstawiono nie zamglone, wytworne spojrzenie, ale nachalną cielesność. W starym domu, w pokoju o nietypowych oknach i ścianach pokrytych tapetą w paski trzy karły i dziecko wpatrują się z napięciem w górę, być może na ogromny łokieć przecinający ramę fotografii i zajmujący fragment predelli. Koło kominka stoję dwaj pyzaci bliźniacy.

Wyjaśniając, jak rozumie słowo soliloquy, Taylor-Wood nawiązuje do poczucia oderwania, jakiego doświadcza aktor zarówno w stosunku do swej roli, jak i całej sztuki, gdy, jak to ma często miejsce u Szekspira, wykracza poza nią, by wypowiedzieć odautorski komentarz skierowany do widowni.

Germano Celant, włoski krytyk w wywiadzie przeprowadzanym z Sam Taylor-Wood podsumowuje jej twórczość: „(...) porównałbym twoje prace do konstrukcji fortepianu, przedmiotu regularnie pojawiającego się w twojej twórczości, czasami z pianistą, czasem bez. Twoje dzieła, szczególnie Five Revolutionary Seconds i Soliloquy, przypominają mi klawiaturę, w której zamiast klawiszy znajdują się fragmenty obrazów, scen, postaci i przedmiotów. Za pomocą tego instrumentu oddajesz niepowtarzalność człowieka, przedstawiając go we śnie, idącego lub siedzącego, a jednocześnie uświadamiasz nam, pozwalając na interpretację zgodną z wewnętrznymi regułami emocjonalnymi każdego z nas, że każdy z nas ma dostęp do takiego fortepianu i może spróbować zagrać. Na jego klawiaturze można znaleźć dźwięki rzeczywistości - umysłowe i zmysłowe, fantastyczne i banalne - czekające tylko na kogoś, kto będzie potrafił przekształcić je w muzykę”.

 

  • Kuratorka
    • Milada Ślizińska
    •  

 

  • Wystawa zorganizowana we współpracy z 
    • British Council
    •  
  • Sponsor
    • K Grupa Konsultanci
    •  
  • Patroni medialni
    • Rzeczpospolita, Polskie Radio Program III
12/12/2000-10/02/2001