rozmowa
„Jestem fanboyem kapitalistycznego designu”
Jan Baszak w rozmowie z Jagną Domżalską
-
Jagna Domżalska: Sytuacja, którą zaaranżowałeś na wystawie 1,90 m w Project Roomie wydaje się bardzo prosta, a jednak kryje się za nią wielka liczba wątków. Trudno wybrać jeden wiodący – i tego właśnie chciałeś uniknąć.
- Jan Baszak: Tak, na kształt tej wystawy złożyło się kilka kwestii, jednak żadna nie jest wiodąca. Ja też, oglądając wystawy lub prace innych artystów wolę, jak oni pozostawiają sytuację trochę otwartą. Ale też bez przesady z tą otwartością.
-
Masz na myśli sytuację otwartą, czyli niedopowiadanie czy też niepodpowiadanie interpretacji, tak?
- Raczej niepodpowiadanie. Chociaż wydaje mi się, że w tekście do naszej wystawy, no, może nie bezpośrednio, ale jest dużo poszlak, za którymi można (lub nie) podążać. Chociaż może moja perspektywa czytelności tej wystawy nie jest zbyt obiektywna. Ale z drugiej strony to dla mnie zawsze fajnie, jak ktoś coś tam sobie po swojemu stara się złożyć, może to jest nawet ciekawsze.
-
Ale w tym wypadku zaszyfrowałeś wiele tropów, nie wszystkie są tak oczywiste, jak choćby inspiracja lobby hotelowymi czy wyspami kanap w centrach handlowych.
- Wydaje mi się, że forma hotelowego lobby to jest wypadkowa wszystkich tych bardziej lub mniej zaszyfrowanych tropów. Ta wystawa jest zarówno o rzeźbie i o jakimś odczuwaniu przestrzeni, ale raczej nie w tym duchowo-metafizycznym znaczeniu tylko socjalno-bytowym. Jest tam też trochę o klasowości i jakimś niedopasowaniu, a jednocześnie o nostalgii, a może raczej żalu, że nie jest się w tym, w czym się chce być, ale korzystniej byłoby to odrzucić samemu, niż dlatego, że tam się nie jest. Na to wszystko jakoś naturalnie nasunął mi się obraz przedesignowanych quasi-domowych... no, może nie domowych, ale przytulnych wnętrz, które też są raczej jakąś wizją czy scenografią domowego ciepła niż faktyczną przytulnością. W tych lobby interesuje mnie specyficzna choreografia, która się tam odbywa. Ja sam jestem trochę fanboyem takiego mocno kapitalistycznego designu. Lubię wszystko to, co jest wielokrotnie przemieloną wersją oryginału, sprawdzoną do kategorii „Wszystko za 5 zł”. Ale nie 5 zł z 3D kotkiem na widokówce, tylko to, co mieści się w kategorii ładne.
-
Tak, Twoje rzeźby mebli są kopiami mebli luksusowych, ale wykonane są z kiepskiej jakości materiałów.
- Celowo korzystałem z materiałów, które jak się wpisze w wyszukiwarkę allegro „welur tapicerski” i ustawi od najtańszego, to znajdują się na samym początku listy. Materiały te udają coś, czym nie są, podobnie jak rzeźby. Wiadomo, że welur jest teraz we wnętrzarskich trendach produktem z kategorii must have, dlatego też łatwo zanurzyć się w ocean weluropodobnych, których cena zaczyna się od 7 zł za metr bieżący. Wydało mi się naturalne, że jeśli chcę stworzyć sytuację, która ma być raczej portretem, to chcę skorzystać też z takich tkanin, które raczej udają coś, czym nie są.
-
Bo to kopie kopii mebli designerskich. W samej konstrukcji wystawy powtórzyłeś jeszcze ideę kopii: wykonałeś zestaw mebli, a potem lustrzane odbicie każdego z nich.
- Tak, lustrzane odbicie jest tu z kilku powodów: po pierwsze jest to motyw, który kiedyś był stosowany w architekturze mieszkalnej, później już tylko przy konstrukcji wnętrz luksusowych z tego powodu, że lustrzane odbicie we wnętrzach jest ponoć totalnie niepraktyczne. To odbicie stosuje się również obecnie, ale tylko żeby podkreślić luksus czy wyjątkowość danego wnętrza i chyba głównie w salach reprezentacyjnych. Zastosowałem je też w związku z już wspomnianym mieleniem oryginału, ale też dlatego, że bardzo lubię prace w duchu DIY, czy generalnie rękodzieło, powstające, by upiększyć nasz gniazdka. Na YouTube jest morze tutoriali, gdzie pokazane są różne chwyty, jak zmodernizować dom tak, żeby mieszkało się ładnie. Tutoriale, które są instrukcją jak, nie mając zbyt wiele kasy, stworzyć obiekt właśnie ze wspomnianej kategorii must have. A efekt jest często pięknie uszczerbioną wersją oryginału. Tworząc tę wystawę, chciałem, by każdy mebel-rzeźba miał od razu swoją kopię. Coś na zasadzie taśmowej produkcji, tyle tylko, że bez taśmy i z ograniczeniem do jednej osoby i dwóch sztuk mebli. I chociaż są to raptem dwie sztuki, to myślę, że dają jakąś skalę porównawczą i można dostrzec, że te rzeźby, chociaż są podobne, różnią się. Co jest oczywiście wynikiem mojej nieumiejętności.
-
No ja widzę to raczej jako wynik ręcznej pracy i przyuczania się. Ale podkreślmy: są to realistyczne rzeźby mebli. Wykonujesz je sam, wg zasad konstruowania, i sam tapicerujesz. Utworzyłeś z nich sytuację przypominającą gotowe ujęcia, zbliżone do tego, jak wnętrza fotografowane są w branżowych magazynach. Przedstawiasz meble bez użytkujących je ludzi.
- Tak, powinienem to zaznaczyć wcześniej: nie tyle same hotelowe lobby złożyły się na to, jak wygląda ta wystawa, ile właśnie ich dokumentacja, którą można znaleźć w magazynach wnętrzarskich i portalach z designem. Fotografia jest zawsze narzuceniem czyjeś perspektywy na to, jak możemy na coś spojrzeć. A w tym wypadku widać to wyraźnie.
- Myślę, że to narzucenie oglądu w fotografii i moja chęć odtworzenia tego typu sytuacji, tzn. chęć narzucenia perspektywy spojrzenia, sprawiły , że meble-rzeźby są spersonalizowane dla jednego, konkretnego wymiaru.
-
Tak, mówiłeś o autoportretowości tej wystawy. Meble są dostosowane do wymiarów osoby, która ma 1,90 metra, czyli są podwyższone o 3 cm.
- No właśnie ten sabotaż na wymiarach jest chyba najbardziej autoportretowy.
-
Już wcześniej interesowało Cię to, jak myśli się o wymiarach w kontekście projektowania. Zajmujesz się choreografią codzienności i też analizowałeś to, jak sam odstajesz od przyjętych proporcji mebli.
- Nie wiem, czy ja się zajmuję choreografią codzienności, może raczej lubię na nią patrzeć i patrzeć na siebie będącego jej uczestnikiem. Ale nie mam na myśli tego, jak współczesna gospodarka wpływa na podział doby między pracą, snem i czasem wolnym. Mnie interesują proste mechanizmy – jak np. ktoś inny/ja sam zachowuje się w nowym miejscu. Lub jak zamiana lokalizacji rzeczy, do której jesteśmy przyzwyczajeni wpływa na rozdrażnienie i jak wywołuje małą panikę, jak nasze porozrzucane rzeczy wpływają na to, że czujemy się bardziej u siebie. Brak jakichś drobiazgów, które chcemy mieć zawsze pod ręką, wpływa na poczucie obcości. To mnie ciekawi. A to wszystko jest właśnie w opozycji do tych projektowanych wymiarów, które są totalnie uproszczone i ujednolicone do ekonomicznych tabelek. Podobnie jak wspomniane kadrowanie w fotografii mebli narzucają one jakąś perspektywę. A to drobiazgi indywidualizują przestrzeń.
-
Podczas montażu wystawy zwracaliśmy też uwagę na to, jak można siedzieć na danym meblu. Staraliśmy się zaprojektować jakąś sytuację – choreografię w tej przestrzeni. Co pewnie w zderzeniu z codziennością i tak wyszłoby zupełnie inaczej, tak samo jak te wydeptane ścieżki na trawnikach tuż obok chodników.
-
-
Tak, myśleliśmy o tym, a jednak nie było zgody na siadanie. Słowem – są to rzeczywiście funkcjonalne meble, ale są rzeźbami. Na tej wystawie istotna jest pustka, brak ludzi (rodem ze wspomnianych katalogów), ale pojawia się jedna ukryta postać.
- Brak ludzi czy pustka jest także wyjęta z tych fotek. Na nich nie ma ludzi, są jakieś oznaki tego, że ktoś tu był, może usiadł, bo kocyk jakiś taki skotłowany, może pił kawę, bo kubek w sumie do połowy pełny. Tu jest postać i jej jednocześnie trochę nie ma. Mam jakieś sinusoidalne uczucia w związku z nią i ona też zmieniała swoje miejsce: początkowo miała być „potykaczem” reklamowym przed galerią, później stać w tym wydzielonym korytarzu już w samym Project Roomie, a w końcu schowała się za kanapą. Ta rzeźba jest też trochę kolejnym mebelkiem. Zrobiona jest z podobnych materiałów, a sama poza rzeźby/„chłopca” przypomina stoliczek lub podnóżek.
-
Dla mnie meble stają się tu postaciami, a postać meblem. Ważne jest też to, w jaki sposób ją wykonałeś. Analogia z tym, jak wykonywałeś meble – z twardej konstrukcji i tekstyliów – ma znaczenie, ale opowiedz o Twojej metodzie tworzenia rzeźby, którą zastosowałeś też, pracując nad dyplomem – używasz tkanin, ale traktujesz je jak glinę.
- Tak, proces tworzenia tej postaci czy dyplomowego cyklu był bardzo podobny do pracy z gliną. Najpierw powstaje dość solidna konstrukcja drewniana, do tego dochodzą rurki PCV, które dodają objętości. Tkanina jest nakładana kawałek po kawałku bezpośrednio na konstrukcję. Jest ręcznie zszywana, pruta i znowu dokładana. W ten sposób rzeźbię. Taki system sprawia, że rzeźby nie są tak dopracowane jak te w glinie. Efekt pracy, chcę tego czy nie, zawiera lekką ułomność. Również w szyciu jest dla mnie coś bardzo pociągającego. Chociaż jeszcze nie umiem nazwać dokładnie, czym to jest i dlaczego.
-
-
Czy chodzi o manualność, kontakt z materią? Sprawczość? Czy może jakąś mantrę? Tu ma też znaczenie rodzaj materiałów i to, że mają związek z ciałem. W wypadku dyplomu były to Twoje używane skarpety. Tu – białe T-shirty, coś, co jest tak blisko ciała, jak być może też wygodny mebel.
- Kontakt z materiałem pewnie tak, ale sprawczość to jest chyba główny powód, dlaczego robię to, co robię; mantra pewnie też. W wypadku tych rzeźb korzystam z materiałów z drugiej ręki dlatego, że miały one kontakt z ciałem i nie są już idealne, ale też dlatego, że do końca nie można przewidzieć, co się dokładnie będzie miało. Mam na myśli to, że białe T-shirty, a raczej tank topy, mimo że są podobne, różnią się, każdy ma inny odcień bieli, fakturę, zapach, rozmiar – wszystko. To powoduje, że efekt końcowy jest zawsze zaskoczeniem. Te materiały są też zwyczajnie tanie, dostępne niemalże od ręki i chociaż nie są to prace o recyklingu, to tę recyklingowość w tym bardzo lubię. Jednak z tą taniością to może nie aż tak bardzo, bo jak się kupuje taką ilość czarnych skarpet w second handzie, to przy kasie później można się zdziwić. Ale nadal nie jest to cena np. żywicy.
-
Skąd ta analogia do pracy w glinie?
- Pewnie z początku studiów. Na pierwszym i drugim roku rzeźby na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu musieliśmy robić akty z gliny, później odlew w gipsie. Jak zacząłem pracę nad rzeźbami z tkaniny, to jakoś naturalnie podszedłem do tej pracy w ten sam sposób, dokładając po trochu, a czasem odejmując, jak coś nie grało.
-
-
Tu jednak chodzi też o realizm. O odwzorowywanie rzeczywistości, mimo że ktoś mógłby powiedzieć, że wystawa wygląda raczej jak kompozycja konstruktywistyczna. Jesteś bardzo wprawnym rzeźbiarzem. Nie jest dla Ciebie problemem stworzenie klasycznej rzeźby realistycznej.
- Czy ja jestem wprawnym rzeźbiarzem, tego nie wiem, bo tworzenie realistycznych rzeźb to jest dla mnie zawsze trochę problem. Jednak gdy już coś robię, to raczej odtwarzam to, co w rzeczywistości z jakimś, nazwijmy to sabotażem. Owszem, wystawa wygląda jak kompozycja konstruktywistyczna, ale czy każda wyprzedaż w Leroy Merlin też tak nie wygląda?
-
-
Wygląda, i na tym polega realizm tych prac. Dla mnie ważny jest jeszcze aspekt ich funkcjonalności, z której się nie korzysta. W meblach są gniazdka USB, nad kanapami lampy, ale nikt nic tam nie czyta.
- Gniazda USB są dlatego, że teraz wszystkie, no, może nie wszystkie, ale większość mebli z przeznaczeniem do użytku publicznego ma gniazdka elektryczne. Osadza to je w dość konkretnym czasie. A że oglądałem różne katalogi firm, które zajmują się produkcją tego typu mebli, to gdy nagle na jakimś meblu gniazdka nie było, zacząłem się zastanawiać, kiedy był projektowany. Jest to też po prostu ładny element. Te gniazdka w meblach-rzeźbach są sprawnymi gniazdkami, gdyby podłączyć je do prądu, działałyby bez zarzutu. Ale na te meble się nie siada, a do gniazdka nie można się podłączyć. Jest to podkreślenie tej zdokumentowanej, katalogowej sytuacji, w której możemy sobie jedynie wyobrazić siebie jako korzystającego. Ale też w tych niepodłączonych do prądu gniazdkach jest trochę urządzania się w danym miejscu tylko na chwilę, trochę z rozrzucania swoich rzeczy w obcym miejscu, żeby nie było tak strasznie obco.
-
Tak, zadomawiasz się trochę tutaj, a jednocześnie silnie eksponujesz tę tymczasowość. To jednak sytuacja, którą łatwo zmienić: wnosisz – wynosisz. Nie pokusiłeś się o ingerencję, naznaczenie terenu.
- Nie pokusiłem się, bo raczej nie mam natury buntownika. To jest takie zadomawianie się, ale żeby nikomu nie zafundować dodatkowej pracy, ewentualnie tylko sobie. Takie obsikiwanie terenu bez siuśków.
-
-
Tak, nie obsikujesz terenu, zaznaczyłeś go jedynie dyskretnie, symbolicznie. Niby zastawiłeś całą przestrzeń, ale wszystko jest białe i delikatne.
- Białe jest głównie dlatego, że myśląc o rzeźbie klasycznej, myślę o białych figurach. Biały welur też jest zupełnie niepraktyczny, łatwo się brudzi. Ale to chyba raczej to myślenie, że te meble mają być nieużytkowanymi rzeźbami sprawiło, że zdecydowałem się na to, by wszytko było białe.
-
Tak, wspominałeś o tym, że doszliśmy do tego, że to wystawa o rzeźbie. O realizmie w rzeźbie i o autorefleksji rzeźbiarza. O przystawaniu także do wyobrażenia o tym, kim jest artysta rzeźbiarz.
- Dla mnie to wszytko się łączy w jedną całość: wyobrażenie o tym, kim jest artysta rzeźbiarz jest w stereotypowym myśleniu takie samo, jak to, kim jest użytkownik krzesła.
-
Podobnie jak systemowe wymiary, które jednak nie są uwspólnione, a są dostosowane do konkretnych wymiarów. Do czyjejś, wybranej perspektywy.
- Tak. Ja lubię te wszystkie małe zmiany kąta patrzenia na coś, kogoś lub samego siebie. Nie lubię radykalizmów, a w tych małych przesunięciach często wysiłek nie jest współmierny do efektu i w pewnym sensie wydaje mi się to piękne. Żeby zmienić kąt patrzenia tylko troszkę, ciut-ciut, trzeba często dużo fizycznej (i pewnie jakiejś mentalno-psychicznej też) pracy, która równie dobrze mogłaby przesunąć coś dużo więcej/dalej.
-
Zrobiłeś pracę z rozmachem, która jednak działa w wielu punktach bardzo niuansowo.
- To prawda, ta wystawa ma wiele niuansów, o których wspominałem już wcześniej. Poszczególne pary mebli minimalnie się różnią w tych niedoróbkach i w skali przypadkowego przybrudzenia. Widać, że jest to, powiedzmy, „taśmowa produkcja” w duchu DIY. Wydaje mi się, że choć 1,90 m jest wystawą statyczną, to w jakiś sposób te niuanse i detale są odpowiedzialne za choreografię oczu. Lubię te wszystkie fuck upy, których nie dostrzega się tak od razu. Całość działa trochę jak obraz lub fotografia, gdzie najpierw ogląda się całość, a później zauważa się wszystkie szczegóły. Bardzo lubię też tę różnicę między dokumentacją a tym, jak wystawa wygląda w rzeczywistości. Bardzo mi zależało na tym, by zdjęcia prac bardziej przypominały render 3d, a w rzeczywistości żeby wszystko było chociaż trochę puknięte. Trochę tak jak z produktami z kosza z przeceną – to trochę odpady, ale w sumie dalej mają swoją użytkowość, jedyną ich wadą jest drobna skaza lub zabrudzenie.
Dziś w U–jazdowskim