Przestrzeń, która koi
Mohammad Saleh rozmawia z Bogną Świątkowską
-
Bogna Świątkowska: Jak to się stało, że postanowiłeś skupić się na ogrodnictwie?
-
Mohammad Saleh: Krótka odpowiedź jest taka, że zaczęło się od pasji. Nie przypuszczałem, że pasja stanie się profesją. Zaczęło się od zrozumienia, że oddanie się w ręce natury może mieć pozytywny wpływ na to, co najbardziej mnie niepokoi. Jedna z tych obaw ma charakter globalny – to oczywiste, że należy przeciwdziałać niszczeniu przyrody, druga lokalny – samowystarczalność może wzmocnić społeczeństwo palestyńskie, jeśli praktykowana będzie w wymiarze indywidualnym. Ogrodnictwo stało się częścią holistycznego podejścia permakultury do regeneracji życia ludzkiego.
-
-
A co robiłeś wcześniej?
-
Studiowałem psychologię i muzykologię. Studia zajęły mi dużo czasu. Gdy je skończyłem, szukałem pracy i tak się złożyło, że zacząłem pracować jako koordynator w organizacji zajmującej się sztuką. Jakiś czas później moja partnerka dostała stypendium w Turcji i pojechaliśmy tam razem. Kiedy ona studiowała, ja żyłem w otoczeniu natury – byłem wolontariuszem na farmie. Pracowałem w zamian za jedzenie i dach nad głową. I tam nagle doznałem olśnienia. Życie było bardzo proste, ale naładowane znaczeniem. Uwielbiałem to! Z perspektywy czasu stwierdzam, że byłem w tamtym okresie naprawdę zdrowy. Zdrowy w sensie holistycznym: i fizycznie, i psychicznie. Opiekowałem się kurami, uprawiałem ogród, piłem wodę z rzeki, a jedynym źródłem światła było słońce. Czerpałem z natury i ją podziwiałem. Po trzech miesiącach wolontariatu zostałem tam menadżerem na kolejne trzy lata. Tak naprawdę nie była to farma, ale ośrodek edukacji ekologicznej. Ludzie z całego świata przyjeżdżali albo na wolontariat, albo by brać udział w Szkole Życia. Kursy dotyczyły rozmaitych tematów: od najprostszych, jak kompostowanie, przez homeopatię, alternatywną medycynę, fotografię natury, obserwowanie ptaków, aż po fizykę kwantową. Dla mnie, osoby z miasta, to było coś niesamowitego. Otworzyło mi to oczy na wiele rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Wcześniej nie miałem dostępu do takiej wiedzy i jej nie szukałem. Moja partnerka też sprowadziła się do ośrodka, nasz syn tam się urodził. Uczyliśmy go w systemie Montessori, którego moja partnerka została konsultantką, ponieważ naprawdę wierzyliśmy i wierzymy w edukację empiryczną.
-
Kiedy w 2015 roku wróciłem do Palestyny, nie miałem pojęcia, czy będę miał jakiekolwiek szanse na kontynuowanie moich pasji. Szukałem osób, które myślałaby podobnie do mnie. Znalazłem w internecie sporo projektów związanych z naturą, zacząłem odwiedzać ludzi, którzy je inicjowali. Stworzyłem też ogród dla siebie, dokumentację zdjęciową umieszczałem w internecie i zacząłem dostawać propozycje zakładania ogrodów. Na początku pieniądze z tego były małe. Miałem certyfikat permakulturowy, ale nie byłem pewien, czy sobie poradzę. Obecnie jest to moje główne zajęcie. Przez ten czas moja praktyka uległa rozszerzeniu. Świadczone przez mnie usługi nazwałem Mostadam, co oznacza zrównoważone. Jestem jak duch z lampy dla lokalnej społeczności. Ludzie proszą o najprzeróżniejsze rzeczy: o zrobienie szklarni na dachu, ogrodu na ścianie, systemu szarej wody, ogrodu miejskiego – czegoś, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Muszę więc eksperymentować, uczyć siebie i innych. Bardzo dużo czasu poświęcam na zdobywanie wiedzy. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo nie mamy profesjonalistów od tych rzeczy. Nie ma wyszkolonych ogrodników. Dlatego czuję odpowiedzialność, chcę, żeby ludzie mieli dostęp do tej wiedzy i usług. Kiedy wróciłem do Palestyny, zrozumiałem, że każda osoba tam – nieważne biedna czy bogata, stara czy młoda, tubylec czy przyjezdny – wszyscy marzą o zielonej przestrzeni. O przestrzeni, która koi, w której można poczuć się dobrze.
-
-
Dlaczego Palestyna wydaje się tak bardzo odcięta od natury?
-
Kultura Palestyny jest zakorzeniona w naturze. Farmerstwo zaczęło się od uprawy pszenicy dawno temu na obszarze tzw. żyznego półksiężyca, na którym leży Palestyna. Według badań gliniane naczynia, gliniany system irygacji, najbardziej zaawansowany z dawnych systemów nawadniania, także został wynaleziony na tych ziemiach cztery tysiące lat temu. Tradycja życia w bliskiej relacji z ziemią jest tutaj głęboko zakorzeniona. Ale obecnie wiele rzeczy się zmieniło. Problemem jest międzynarodowy kapitalizm, który zachęca do mieszkania w mieście, do konsumeryzmu. Do tego jesteśmy pod okupacją izraelską, która na wiele sposobów utrudnia albo wręcz uniemożliwia kontakt z naturą. Jeden z nich to podzielenie Zachodniego Brzegu, który jest częścią Palestyny, na trzy strefy: A, B i C. Strefa A to ta część zamieszkana przez ludność. Strefa B to pogranicze terenów zamieszkanych, a strefa C to cała reszta, czyli tereny dzikie, sady, uprawy. Ludzie nie mają prawa nic tam robić, nie wolno tam nic budować. Zdarza się, że izraelscy osadnicy lub ich maszyny wkraczają na te terany i niszczą je – wyrywają twoje drzewa, atakują cię, gdy zbierasz swoje oliwki i tak dalej. To jest duże obciążenie dla rolników, mieszkańców terenów wiejskich. A mieszkańcy miast, jak wszędzie na świecie, są odcięci od korzeni.
-
-
Palestyńska ziemia w znaczeniu terytorium jest powiązana z ziemią w sensie gleby. Jaka jest między nimi relacja? W swoich projektach w pewnym sensie stwarzasz nowe terytoria, nowe ziemie pod uprawę roślin.
-
W donicach, tak. Dotyczy to zwłaszcza mojej pracy z uchodźcami, którzy stracili wszystko. Ludzie, którzy po siedemdziesięciu latach, w czwartym, piątym pokoleniu wciąż żyją w obozach, są w tym sensie tacy jak ja: nic nie wiedzą o swojej ziemi, nie znają jej, bo nigdy jej nie poznali. Kiedy dorastałem, wszyscy mówili o ziemi, związku z ziemią, bronieniu ziemi, godności płynącej z posiadania i uprawiania ziemi. Jako chłopak z miasta i wnuk uchodźców w ogóle tego nie rozumiałem. Dopiero kiedy mój syn miał się urodzić, przyjechałem do Palestyny na dwa miesiące i zasadziłem pierwsze drzewa. W wieku trzydziestu lat! Stworzyłem ogród, wyjechałem i po raz pierwszy poczułem chęć powrotu. Wcześniej, gdy podróżowałem, w ogóle nie myślałem, że chcę wrócić. Wolałem być poza Palestyną. Ale kiedy posadziłem tych trzynaście drzew, nagle okazało się, że czuję ogromne przywiązanie do swojego małego ogrodu. Prosiłem rodzinę, żeby przysyłała mi zdjęcia i nagrania mojego ogrodu. Nie mogłem się oderwać od pozostawionych w nim „dzieci”. I wtedy dotarło do mnie, co starsi mieli na myśli, kiedy mówili o ziemi. Tak naprawdę nie da się mieć związku z ziemią, jeśli nie ma się z nią kontaktu. Jeśli nie dotyka się fizycznie gleby, która jest żywym bytem. Niedawno natknąłem się na wątek współpracy z mikrobami. Zdałem sobie sprawę, że wszystkie techniki permakulturowe mają sens i działają tylko i wyłącznie za sprawą czegoś, czego nie widać gołym okiem – bakterii i grzybów. Te dwa rodzaje organizmów żyją w glebie i tworzą coś, co określa się mianem glebowej sieci odżywczej [the soil food web]. Okazuje się, że jedna łyżka ziemi jest jak cała galaktyka. Kipi od życia. Wyobraź sobie, jak wygląda dobrze pielęgnowany ogród! W jednej z książek znalazłem zestawienie żywej gleby i gleby martwej, zniszczonej przez pestycydy, herbicydy i całą resztę chemikaliów. Nie ma w niej życia, a rośliny, które w niej rosną tak naprawdę nie żyją, tylko w niej tkwią. Ziemia to nie tylko medium, to życie. Jestem zafascynowany odkrywaniem tego, czego nie widać i chętnie dzielę się tą wiedzą. Posługuję się konceptami, które funkcjonują w naszej kulturze. Ludziom wierzącym mówię: według waszej religii Bóg dał największą moc najsłabszym. Nic nie może istnieć i przetrwać bez mikrobów, których my nie widzimy. Nasze brzuchy są ich pełne, w zasadzie sami jesteśmy glebą. Za pomocą takich porównań staram się przybliżyć ludziom wiedzę o tym, że natura jest żywa. Kiedy mówię, że roślina przeżywa stres, ludzie zwykle zaczynają się śmiać i żartować, że powinna iść do terapeuty! Nie postrzegają rośliny jako żywej istoty. Dla nich to jest rzeźba albo coś w tym rodzaju. Ale rośliny potrzebują nie tylko pokarmu, potrzebują być odżywiane, potrzebują relacji, wymiany, współistnienia. Czerpią energię ze słońca nie tylko dla siebie.
-
Chciałbym stać się mikroorganizmem, zagłębić się w ziemi i zobaczyć na własne oczy, co tam się dzieje. Myślę, że jest to piękne, że musimy to chronić. Może jeśli będziemy doceniać te formy życia, zamiast walczyć i konkurować, będziemy mogli wykorzystać ogromne potencjały. Przybliżanie tej wiedzy jest logiczną konsekwencją mojej wiary, że to jest sposób na ratowanie nie tylko natury, ale i ludzkiej wolności.