Zuzanna Janin
Co za piekło co za raj
Kimkolwiek jest Zuzanna, używa siebie jako oka, którym penetruje rzeczywistość. Sama dla siebie jest narzędziem i siebie postrzega jako narzędzie. Właściwie interesują ją dwie rzeczy, a może jest to jedna rzecz albo zaledwie dwa aspekty tego samego: przestrzeń i czas.
Poznawanie zależy od narzędzia, jakiego się używa, to już wiemy – nie ma poznania obiektywnego. Sam fakt obserwowania wpływa na to, co obserwowane. Paradoks, który z takim zadziwieniem odkryła nauka całkiem niedawno, był od zawsze fundamentem sztuki. Dlatego sztuka jest czymś w rodzaju nauki wyzwolonej. To wszystko, co się w sztuce pojawiało i pojawia, jest nieustannym dyskursem, w jakim stopniu w poznawaniu można użyć siebie.
Zuzanna źródło przestrzeni i czasu widzi w sobie, jak każdy artysta. Odwołuje się do własnej historii, jakby tam chciała je zakorzenić. Człowiek jest źródłem przestrzeni i czasu – mówi. Człowiek jest miarą wszechświata – mogłaby powiedzieć patetycznie. Nie jest to więc obiektywna przestrzeń ani obiektywny czas.
Jej sztuka bierze się z głęboko pojętej refleksji. Zuzanna myśli. Przetwarza doznanie, doświadczenie, przeczucie w zarysy koncepcji. Zuzanna filozofuje nie używając słów. Bawi się punktami widzenia; zmienia światy w zależności od miejsca, w którym ustawia siebie – narzędzie poznania, ów najbardziej czuły obiektyw.
Zuzanna pokazała mi przestrzeń od zewnątrz, trójwymiarowy negatyw. Ukrytą stronę przestrzeni. Jej ulotne, umowne pokrowce zakwestionowały potoczne rozumienie tego, czym przestrzeń jest. Zuzanna postawiła przewrotne, paradoksalne pytania: czym przestrzeń nie jest. Postawiła przestrzeń na głowie. Nie interesują Zuzanny także przedmioty w tej podejrzanej intelektualnie przestrzeni. One już zostały opowiedziane, przedstawione, poświęcono im tony farby, tysiące bloków marmurowych, kamienia i wszelkich innych przejawów materii. Pokaż mi ślad, jaki przedmiot zostawia w przestrzeni, a domyślę się, czym on jest – kusi Zuzanna. Skupia się na emanacjach rzeczy, na ich śladach, znakach, cieniach. Stąd pokrowce na nieistniejące przedmioty. Zuzanna szkicuje w przestrzeni jedwabiem.
Zuzanna mówi, że jej prace nie są do oglądania. Chodzi jej o co innego. Jest świadoma, że samo oglądanie nie jest istotne; to nieważny proces, który muzea i galerie rozciągają do nieskończoności, a który jest przecież zaledwie pretekstem do czegoś głębszego. Zuzannie chodzi o doznanie, doświadczenie i coś, co ja nazwałabym intelektualnym wzruszeniem.
Kiedy umowna przestrzeń zostaje już określona, Zuzanna zaczyna badać czas. I znowu sama jest instrumentem tego badania. Tym razem siebie poszerza o swoich bliskich. Udaje jej się przyłapać czas w jego przerażających dla człowieka ograniczeniach, ujawnić jego fragmentaryczność i skokowość. Czas porusza się skokami; ludzka świadomość przyszpila pojedyncze momenty, kawałeczki czasu, z nich układa całe sekwencje. Czym jest czas? - pyta Zuzanna, ukazując światu jego sfotografowane preparaty. Refleksja widza-badacza, który podąża za twórcą-badaczem sprowadza niepokój. Niepokój mógłby być drugim imieniem czasu.Dziecinny pomysł, żeby zalaminować bukiet kwiatów (sfotografowanych na świeżym grobie w ostatnim momencie ceremonii pogrzebu, jakby w ostatnim, jeszcze pozornie żywym kontakcie z kimś), wydaje się nawet w swym smutku kojący.
Ja. Oto miejsce i czas akcji, teraz ja - mówi Zuzanna. Ja to balansowanie między przeczuciem tego, co stałe i tego, co zmienne. Tego, co wieczne i tego, co złudne. Drut i cukrowa wata. Co jest stałe, a co zmienne – to właśnie teraz bada Zuzanna. Eksperymentuje, przestawia porządki. Metalowy szkielet i ciało z białego puchu, które rozpada się prawie na oczach widza. Ciało z waty cukrowej, „zjadalne” i jego metalowa, druciana bielizna.
Czwarty etap poszukiwań Zuzanny, jak na czwartą część całości przystało, jest etapem podsumowującym. Ja w przestrzeni i czasie. Na zetknięciu tych trzech wektorów zarysowują się emocje. To dzięki nim stajemy się bytami. Teraz Zuzanna ze swoją naturą niestrudzonego badacza penetruje przestrzenie konkretnych emocji i, jak zwykle, badając bawi się, przeprowadza swoje szalone eksperymenty. Buduje emocjom mieszkania. Kawalerki afektów. Apartamenty uczuć. Agresja mieszka w pokoju z żółtego papieru ściernego, pamięć w pokoju z mgły...
Dopiero sportretowanie emocji upoważnia do rozpoczęcia badań nad tożsamością. To jest następny etap „programu badawczego”, bowiem Zuzanna, jak na prawdziwego badacza przystało, jest systematyczna i świadoma tego, co robi. Będzie na początku katalogować tożsamości, będzie przeczuwać w tym porządek. Teraźniejszość zawsze wydaje się końcem wszelkich poszukiwań; właściwie naturą wszelkiego badania jest tu i teraz. Portretując wszystkie spotkane osoby, Zuzanna pokaże wszelkie możliwości siebie.
Przeczuwam w tym nowy początek.
Olga Tokarczuk, Wałbrzych, luty 1999