Zabobony sztuki najnowszej
Spotkanie dyskusyjne wokół książki Sławomira Marca
Książka ta jest próbą odpowiedzi na stosunkowo niewinne pytanie: jak wyglądają nasze podstawowe zabobony sztuki (nasze „oczywistości”, skróty myślowe itd.) w czasach globalnej, a zasadniczej obłudy, funkcjonalnej ignorancji i ostentacyjnej pazerności, gdy stworzyliśmy kulturę, która zamieniła brutalność na podstępność. A dodatkowo: czy sztuka w tym kraju potrafi wyrwać się z pola wyznaczanego jej przez jakoby ostateczne zwarcie neopolitruków i neoproroków? Czy praktykowanie sztuki ma jeszcze sens w sytuacji tych de/formujących aktualności? A bynajmniej nie jest to potępienie charakterów i małości moich współwspółczesnych z jakichś przypisywanych sobie etycznych czy intelektualnych wyżyn, lecz próba zrozumienia, jak wytworzone przez nas środowisko – instytucjonalne, narracyjne, imaginacyjne itd. – wymusza na nas praktyki i strategie, które są de facto samobójcze. Postulując tu postawę rozważającego i spolegliwego sceptycyzmu, staję po stronie odziaływań słabych. W kontrze do obowiązującej wyrazistości. Wiem wszakże, że nasz ludzki świat jest zazwyczaj brutalny lub podstępny. Lecz jest on taki przede wszystkim dlatego, że nie uprzytamniamy sobie, iż to, co ważne, rozstrzyga się na poziomie ledwo zauważalnym, na pograniczu nieuwagi. W momencie wchodzenia w określony rodzaj widzenia. Późniejsze dramaty to raczej mechaniczne tego konsekwencje. Dlatego też praktykuję sztukę i refleksję, która nie jest wizualną teatralizacją naszych emocji czy znaczeń, lecz ponawianą próbą wytrwania w tym kluczowym momencie nabywania widzialności. Nadzieją na świadome praktykowanie widzialności jest obok sztuki szeroko pojęta estetyka. Zatem: estetyka, głupcze!