rozmowa
Uniform, który istnieje w czasie
Z Antje Kalus rozmawia Agata Pyzik
- W twojej pracy przecinają się dizajn, architektura i projektowanie mody. Dizajn czy wzór, jest niejako łącznikiem pomiędzy nimi. Co łączy takie projekty jak Pokój do Palenia w Schloss Solitude w Stuttgarcie, instalację świetlną i projekty strojów?
- Zaczęłam od studiowania architektury w Dreźnie i pracowałam jako architekt przez kilka lat. Jednak szybko zrozumiałam, że architektura daje mi za mało, że tego rodzaju praca mnie ogranicza. Rozpoczęłam więc studia projektowania mody w Berlinie. Zawsze wydawało mi się, że moda w ciekawy sposób zbliża się do sztuki, porusza się na jej obrzeżach. Zrobiłam dyplom i zdecydowałam się pracować jako architekt-freelancer, a w tym samym czasie realizować inne swoje projekty.
- To ciekawe, że zaczęłaś od architektury. W twoich projektach uderza mnie, jak radzisz sobie z przestrzenią, interakcjami wewnątrz obrazu, pomiędzy wewnątrz/zewnątrz, bez względu na to w jakim akurat medium pracujesz, nieważne, czy to jest tkanina, czy instalacja. Przeczuwałam, że musi stać za tym edukacja architektoniczna.
- Moje podejście jest zawsze w jakiś sposób przefiltrowane przez architekturę. Nieważne, czy zajmuję się projektowaniem tkaniny, czy przestrzeni, interesuje mnie zwłaszcza relacja dwójwymiarowości i trójwymiarowości, to, czym są środki, narzędzia, jakimi ktoś się posługuje w przedstawianiu przestrzeni. Technologia i prace, które w jej wyniku powstają, są ściśle ze sobą związane. Tradycyjne podejście w architekturze polega na tym, że masz jakiś pomysł i tworzysz plan, według którego następnie skonstruowany zostanie budynek. Narzędzie ma swoje ograniczenia. Współczesne podejście do architektury, tworzenie trójwymiarowych modeli, digitalizacja, fakt, że tworzysz obiekt w komputerze niczym rzeźbiarz, wymaga kompletnie innych narzędzi dla stworzenia przestrzeni. Wielokrotnie myślałam o relacji pomiędzy tkaniną i narzędziami, jakich używam do projektowania. Masz więc tradycyjne metody przygotowywania strojów z dwuwymiarowych wykrojów, które zszywasz i tworzysz z nich trójwymiarowy obiekt, ubranie. Kiedy tworzę dzianinę, mogę manipulować każdym poszczególnym szwem, to ja produkuję materiał, decyduję o tworzonej przestrzeni. Różne moje prace mają ze sobą punkty wspólne. Na przykład, zarówno przy instalacji świetlnej i projektowaniu ubrań, odkrywałam relację pomiędzy rysunkiem i przestrzenią.
- Twoje przejście z architektury do sztuki interesuje mnie też ze względu na pewne „uproszczenie” sposobów operowania na poziomie czysto technicznym. Sposoby projektowania współczesnej architektury potrafią być bardzo zaawansowane. Ponadto, to jest wielki biznes, w który zaangażowane są wielkie pieniądze i odpowiedzialność. Oczywiście to prawdopodobnie złudzenie, bo kto powiedział, że praca manualna jest „mniej skomplikowana” od zaawansowanych programów projektowania komputerowego. Czym się zajmowałaś jako architektka i co ostatecznie okazało się w architekturze ograniczające?
- Jeśli przyjrzysz się współczesnej architekturze, widać, że aplikacja nowoczesnych środków technicznych jest nieco dyskusyjna. Zmierza się w kierunku tworzenia raczej marek i „ikon”. To tylko jeden z wątków. Mnie fascynują nowe możliwości dawane przez projektowanie trójwymiarowe. Jednak przy moich pracach po prostu muszę używać rąk, ponieważ ich wykonanie przy użyciu maszyny byłoby niemożliwe. Maszyna wciąż nie jest wystarczająco dokładna. Praca manualna pozwala na wykonanie znacznie bardziej złożonych projektów i kształtów, które następnie dopasowuję do ciała. W ten sposób ciało wchodzi w dialog z powierzchniami, które udaje mi się wykreować. Dlatego też przeniosłam się do architektury. Ciało też jest przestrzenią. Mówimy o ubraniu, że jest „drugą skórą” dla ciała, architektura jest trzecią, tak więc można je traktować podobnie, ale w innej skali. W tej chwili polegam na pracy rąk. Ma to tę przewagę nad pracą na architekturze, że mogę zapanować nad wszelkimi niuansami przestrzeni. Rękodzieło nie jest więc moim celem, chwilowo na nim polegam, bo to jedyny sposób na osiągnięcie tego, na czym mi zależy. Jednak, gdyby znalazła się technologia, która mi dopowiada, zwróciłabym się do niej natychmiast.
- Interesująca jest ta różnica skali. Architektura zakłada użycie wielkiej infrastruktury, nieporównywalnej do zaprojektowania ubrania.
- Oczywiście. Architektura to znacznie bardziej skomplikowany organizm. Musisz wziąć pod uwagę estetykę, konstrukcję, technologię, sprzęt potrzebny o zbudowania budynku. W tym sensie projektowanie mody jest redukcją skomplikowania. Jednak stwarza ono możliwości odkrywania i kształtowania przestrzeni, które byłyby niemożliwe w architekturze. Nie musisz np. myśleć o konstrukcji, ponieważ to ludzki szkielet dostarcza konstrukcji. Bierzesz pod uwagę uwarunkowania pogodowe, to, że ciało oddycha, poci się, marznie etc. i łatwiej się z tym uporać, niż w architekturze. Zyskuję w ten sposób przestrzeń nowej eksploracji, używając systemu jednostek, „komórek”, które mogą łączyć się w większe całości. W projekcie z dzianinami, rysunki i fotografie są niemal instrukcją, jak tkać samemu, jak zaprojektować nowe wymiary przestrzeni. Dlatego mnie interesuje raczej antymoda, staram się nazywać to „projektowaniem stroju”, a nie modą.
- Ten wymiar przestrzenny jest ciekawy, bo jest bardzo uniwersalny. W projektach strojów jest istotne, że zostały zaprojektowane dla poszczególnych, konkretnych osób. Proponujesz ograniczenie w miejsce nadmiaru oferowanego przez firmy odzieżowe. Jednak wiemy, że moda jest sama ogromnym biznesem, pewnie jeszcze większym, niż architektura! Narażonym na wszelakiego rodzaju wynaturzenia (śmiech). Ubrania są obiektem pożądania, bo oferują nam rzekomą zmianę osobowości, są też wyznacznikiem statusu społecznego i szeregu innych prerogatyw. Firmy sprzedają nam wizerunki, stąd też projektowanie ubrań nie jest zajęciem niewinnym... Poza tym, nie obawiasz się, że ktoś ci zarzuci, że zajmujesz się czymś tak „błahym” jak moda? Albo, że może to służyć tylko wybranym? Z drugiej strony interesujące jest to napięcie jakie wytwarza się miedzy artystą produkującym „dzieła sztuki”, a tobą decydującą się wytwarzać ubrania i statusem samego ubrania. A może właśnie ten ciekawy dwuznaczny status „pomiędzy” cię interesuje?
- To bardzo głębokie pytanie. Część, którą ci właśnie opisałam, to abstrakcyjne rozważania, jak geometria, jest włączona w tworzenie przestrzeni, planowanie, ale także jak można odwrócić ten projekt, zaczynając od tworzenia przestrzennego jak rzeźbiarz i tworzenia na tej podstawie dwuwymiarowego rysunku. To jest bardzo ważne, ale interesuje mnie też, czym ubranie może być dla każdej poszczególnej osoby w wymiarze praktycznym. Dotykamy tutaj tzw. projektu Uniformów. Nie miałam jednak tworząc go na myśli uniformów „społecznych”. Chodzi mi o uniform istniejący w czasie. Stworzyłam modularny system ubrań noszonych przez jedną osobę, do dowolnego zestawiania, który istnieje w czasie. Dodajesz lub odejmujesz kolejne warstwy, które staram się, aby tworzyły zestaw na cały rok. Cykl trwa już 6 lat i miałam już kilka ciekawych doświadczeń. Poprosiłam o udział kobietę i mężczyznę. Jednak z mężczyzną okazało się to całkowitą porażką (śmiech). Mężczyzna chciał, żeby zestaw został ustalony raz na zawsze i żeby nie musiał myśleć o nim nigdy więcej. Chciał dostać garnitur, który można będzie nosić przez cały rok, następnie uprać w pralce, potrząsnąć nim, i żeby wyglądał jak nowy. Nie mam nic przeciwko funkcjonalności, sama chcę, żeby moje ubranie było praktyczne. Jednak nie zgadzam się z tym, że nie powinno się myśleć o własnym ubraniu – powinno się o nie dbać. Ubrania nie powinno się lekceważyć.
- To ciekawe, że różnice genderowe natychmiast musiały się ujawnić przy ubraniach!
- Oczywiście, przeprowadziłam szereg rozmów z osobami, z którymi współpracowałam. Główne pytanie brzmiało zawsze: czego naprawdę, ale to naprawdę potrzebujesz? Poza oczywiście ofertami, które nieustannie dostajemy od przemysłu modowego? Nieustannie oferuje nam się wizje tego, kim moglibyśmy być, ale przecież nie jesteśmy! Natomiast ja proszę ich o odpowiedzenie na pytanie, kim naprawdę są i czego naprawdę potrzebują, co ich odpowiednio reprezentuje. W czym naprawdę dobrze się czują.. Nie chodzi mi więc o dostosowywanie się do czegoś, ale raczej produkowanie czegoś: w pewien sposób musisz sobie wytworzyć obraz samego siebie. Na podstawie rozmów z uczestnikami robiłam rysunki i prototypy. Mężczyzna bardzo narzekał już w czasie prób, nie miał cierpliwości, musiałam ukończyć prototyp bez niego. Jednak był pod wielkim wrażeniem efektu końcowego. Podkreślam to, bo wydaje mi się, że zbyt często jesteśmy przyzwyczajeni do bycia konsumentami, do tego, że przychodzimy do sklepu, patrzymy na jakieś obrazy, które mówią nam: możesz być tym albo tym, i wybieramy. Nie wiemy już, jak to jest tworzyć coś dla siebie, a przecież sto lat temu wszyscy chodzili do krawca. W tym projekcie także znajdziesz zasadnicze wartości, jakimi się kieruję w mojej pracy. Mogłabym z łatwością wytworzyć przedmioty nadające się do galerii, pozbawione jakiejkolwiek funkcji, jednak potrafię wytwarzać tylko obiekty, które są w jakiś sposób użyteczne. Na tym polega dziwna sytuacja z moimi projektami, ludzie nie wiedzą, co z nimi zrobić. Kiedy widzisz rysunki, możesz pomyśleć, o, to jest sztuka. Oczywiście, jest cała dyskusja o tym, czym sztuka może być, jak może wyglądać. Może to właśnie jest najważniejszy wniosek, jaki płynie z mojego projektu Uniformów. Staram się „odnaukowić” sztukę, pozbawić ją aury. Podobnie dzieje się jednak w przypadku mody jako takiej. Większość ludzi za najważniejsze, najbardziej drogie im ubrania uważa te, które zakłada raz, może dwa razy w roku. Ja za to staram się powiedzieć, że najważniejsze są rzeczy, których używamy codziennie. Staram się odebrać rzeczom ten odświętny status. Nie pociąga mnie tworzenie wymyślnych krojów. Nie szukam niezwykłości, czy raczej znajduję niezwykłość w codziennym życiu.
- Twój projekt brzmi bardzo modernistycznie. Począwszy od tego, że mówisz o niezwykłości ukrytej w zwyczajności, czy samym systemie modularnym, który jest przecież wzięty od takich kolosów modernizmu, jak Le Corbusier, czy konstruktywiści. I przecież sami konstruktywiści tworzyli i projektowali także ubrania, moda została dowartościowana przez artystów awangardowych, którzy projektowali nowoczesne wzory, tkaniny, przedmioty codziennego użytku, sprzęt kuchenny, które miały służyć „nowemu człowiekowi”, wyzwolonemu po rewolucji.
- Konstruktywiści mieli przecież na celu sprowadzenie sztuki do życia codziennego, czy raczej uczynienie życia równie niezwykłym jak sztuka. Oczywiście jest to dyskusyjne, skoro z drugiej strony, to jest tak elitarny projekt i bardzo kosztowny. Nie możesz zarobić na danym projekcie, jeśli wykorzystujesz go zaledwie kilka razy dla jednej osoby, staje się to niesamowicie drogie. Istnieje z pewnością sprzeczność pomiędzy utopijną wizją, w której taki system ubierania się mógłby działać, a jego możliwą demokratyzacją. Demokratyzacja pozwala ci na użycie więcej, niż jednego ciała i pojedynczego sposobu użycia.
- Z drugiej strony możesz po prostu powiedzieć, że zamiast zadowolić klienta masowego, starasz się zaspokoić potrzeby kilku osób, ale w najbardziej twórczy sposób. Możesz też przekonać innych, że w istocie nie potrzebują oni setek ubrań kupowanych w centrach handlowych, ale zaledwie jednego, które mogą odmiennie zestawiać i nosić codziennie. Wbrew pozorom, to byłoby bardziej ekonomiczne! Nie chodzilibyśmy co sezon do sklepów modnych marek, żeby kompletować garderobę zgodnie z wymogami najnowszej mody, ale moglibyśmy być bardziej świadomi tego, co nosimy.
- Takie podejście byłoby tańsze i bardziej zrównoważone! To samo dzieje się, kiedy ubranie trochę się niszczy, pruje, można je naprawić, zamiast kupować nowe. Ludzie przestali nawet myśleć, że mogą coś naprawić.
- Byłoby wspaniale, gdyby taka postawa stała się znowu popularna. Być może tak się z konieczności stanie, w końcu, choć jeszcze nie w Polsce, mamy kryzys finansowy, a cyniczni politycy starają się przywoływać erę tuż powojenną i „surowość życia”. Jednak może rzeczywiście przestaniemy tyle kupować, bo nie będzie nas na to stać. Wracając jednak do projektu: problemem jest to, że tak niewiele osób o nim wie, pozostaje on niszowy, choć powinien być masowy. Co byś zrobiła, gdyby ktoś się do ciebie zgłosił z prośba zaprojektowania dla niego zindywidualizowanego stroju?
- Długo odmawiałam, widząc, jak praca jest problematyczna! Musiałam zacząć iść na więcej kompromisów, także związanych z postawą konsumencką, sprostania oczekiwaniom. Problemem jest właśnie to, że ciągle muszę komuś odmawiać. Może rozwiązaniem byłoby zrobienie małej kolekcji. Z drugiej strony ważne jest, żeby podkreślić, że ten system modularny nie jest żadnym więzieniem, jeśli nie lubisz jakichś zestawień, możesz je po prostu odrzucić, jeśli coś ci się nie podoba, nie noś tego. Sama mam ubrania, które dokładnie podpadają pod kategorię „w nieustannym ruchu”, noszę je od lat. Albo odwrotnie, kupujesz coś, co ci się podoba, a po jakimś czasie okazuje się, że nie pasuje to do ciebie. Tak samo jest z moim projektem: jeśli coś z upływem czasu przestaje pasować do swojego własnego obrazu siebie, możesz to odrzucić. Strój powinien odpowiadać ci od wewnątrz, jak i od zewnątrz. W mojej sukience uprawiałam kiedyś jogging przez cały dzień, po czym spojrzałam w lustro i powiedziałam do siebie: tak, to ty, to do ciebie pasuje. Ubranie jest przecież częścią naszego życia. Chcę tworzyć właśnie takie elementy życia, które z tobą pozostaną. To trochę utopijne i tak jest z każdą przestrzenią w życiu, jaką sobie tworzymy. Także aspekt negocjacji, dopasowywania do tego przynależy. Jest utopijny także ze względów finansowych.
- To tak, jakbyś mówiła potencjalnym użytkownikom tych ubrań, spróbuj sobie odpowiedzieć na pytanie kim naprawdę jesteś, nie staraj się być kimś innym. Coraz trudniej jest odpowiedzieć sobie na pytanie, czego potrzebujemy, bo życzenia wmawiają nam firmy i reklamy.
- Nigdy nie jest się niezależnym. Sama zupełnie nie jestem niezależna. Nie można się oderwać od społeczeństwa, jesteśmy jego częścią. Oprócz tego, że rynek wysyła ci wiadomość, że masz zmieniać się co sezon, są także długofalowe tendencje. Zmienia się cała sylwetka. Nie jestem jeszcze w tym momencie, projekt trwa 6 lat.
- Używasz także szczególnej palety kolorów. To są znaczące barwy: czarny, szary, niebieski.
- Staram się nie narzucać żadnej ideologii. Te barwy są oczywiście bardziej ponadczasowe. Nie narzucałabym niczego, ale np. czarny jest najbardziej głębokim kolorem. W pewnym sensie czarny jest kolorem oporu. Pisze o nim Theodor W. Adorno w Teorii estetycznej, dla niego jest to kolor sprzeciwu. Oczywiście czarny jest też kolorem egzystencjalistów (śmiech). Jednak mnie tak naprawdę nie interesują wzory, mimo że tyle ich tworzę. Chodzi mi o wykreowanie w ten sposób kształtu. Kształt ma swoją ekspresję. Chciałabym jednak podkreślić, że nie interesuje mnie subiektywność! Moja praca nie ma, paradoksalnie, wymiaru osobistego, nie ma wyrażać niczego. Nie interesuje mnie przekaz ani znaczenie! Interesuje mnie obecność w danej przestrzeni, to się liczy, i to konkretnej przestrzeni. Kiedy tworzyłam instalację świetlną w Zamku w Stuttgarcie, musiałam się postarać, żeby nie stworzyć przypadkiem efektu „nawiedzonego domu.”. Interesuje mnie swego rodzaju tautologia pomiędzy mną i przestrzenią. Chcę, poprzez manipulowanie przestrzenią wrzucić obserwatora w sam jej środek. Chcę, żeby się w niej zagubił i szukał w niej tego jednego, jedynego punktu, z którego przestrzeń, którą tworzę zyskuje pożądany przeze mnie efekt. To trochę jak film. Szukasz swojego punktu widzenia, każdy przeżywa to inaczej. Albo jak renesansowe techniki malarskie czy architektoniczne. Przemieszczanie się w przestrzeni miało być efektem cielesnym. Nie chodziło mi o grę cieni. To ty tworzysz przestrzeń, którą ja ci podsuwam, daję pewne narzędzia, których możesz użyć. Istotny jest też fakt, że wywodzę się ze sztuki użytkowej. Chcę, żeby prace miały wydźwięk wręcz industrialny, ale też były jak najbardziej interdyscyplinarne, trudno je było umiejscowić.
- Interesuje cię też bezcelowość. Napisałaś, że „Bezcelowość tworzy obiekty jedyne w swoim rodzaju”.
- Interesuje mnie wielowymiarowość. Temu służą wzory – ukazują geometryczne możliwości zaaplikowane ciału. Staram się myśleć, że moje prace są „ewolucyjne” – dopasowują się do tego, co już istnieje i przemieniają wraz z rzeczywistością.