Anna Orłowska
Sunday Night Drama
W trwałym schronieniu najważniejsze jest przekonanie o jego szczelności. Choćby dla samego spojrzenia, kiedy się chce, by to wzrok i pojawiająca się wraz z nim fantazja biernego widza mogły odpocząć i wyłączyć się z pędzącej rzeczywistości.
Przeszłość, zwłaszcza ta wyśniona, zapożyczona – i nieprzeżyta – wydaje się jednym z tych schronień. W jej stronę pcha benjaminowski sentyment, który traktować można jako rodzaj ucieczki od skomplikowanej rzeczywistości. Jednym z przykładów takiej podróży jest fascynacja przedwojennym stylem życia klas uprzywilejowanych. Narasta ona od połowy XX wieku wraz z modą na wycieczki do brytyjskich wiejskich rezydencji i popularnością literatury skupionej na obyczajach z epoki, seriali kostiumowych czy filmów w stylu Gosford Park, wreszcie restauracją polskich zamków, takich jak Pszczyna, Łańcut czy Moszna. Wszędzie tam pojawia się potrzeba wejrzenia w niedaleką przeszłość, której obraz jest spełnieniem obietnic o „starych, dobrych czasach”, w których zasady były proste i przestrzegane, hierarchia władzy niezmienna, a otoczenie piękne i wysublimowane. Anna Orłowska poprzez wystawę Sunday Night Drama sama przyznaje się do uprawiania takich ucieczek i próbuje poddać je delikatnej dekonstrukcji.
Najważniejszą w tym trendzie, organizującą masowe wyobrażenia figurą, wydaje się pałac z jego skomplikowaną, szkatułkową konstrukcją. Za punkt wyjścia i ramę dla wizualnej dekonstrukcji Orłowska bierze więc idealny obraz budynku wraz z jego wewnętrzną architekturą. To ona nadaje mu cechy złożonego organizmu z dwoma krwiobiegami. Rozdzielają je sztywne zasady i ukryte za zdobną boazerią drzwi.
Ten pierwszy, należący do arystokracji, przepływał przez wszystkie główne pomieszczenia, które podziwiać mogą dzisiejsi turyści. Stylowe wnętrza, zdobne meble, sztukateria – wszystko to skąpane w świetle, tak by jeszcze lepiej prezentowało bogactwo i status właścicieli. W ich otoczeniu niemal wyczuwalne staje się dojmujące tempo współczesnego życia, liczone każdą sekundą. Przestrzenie pałaców projektowano w opozycji do tego poczucia. Były sceną, na której władza manifestowała niezgodę na efektywne, pragmatyczne podejście do samego czasu. Stąd też pojęcie klasy próżniaczej, zaproponowane przez Thorsteina Veblena. Próżniactwo jest formą, którą realizuje się poprzez praktykowanie wiedzy nieużytecznej – skomplikowanej etykiety złożonej z rytuałów i gestów. Przykładem może być odmowa zainstalowania stałej łazienki w pałacu, bo wanna winna być przynoszona do pana. Marnowano więc czas swój oraz innych – na pokaz i na oczach tych, którzy nigdy nie mogli osiągnąć tego stanu.
Drugi krwiobieg należał właśnie do tych, którzy tę wannę nosili. Zazwyczaj pozostaje niewidoczny dla turystów, a nieraz i marginalizowany przez badaczy. Biegł wąskimi korytarzami, często ukrytymi w ścianach otaczających wystawne sale, przez tunele, do ślepych kuchni. Tam czas liczony był wprost proporcjonalnie do możliwości jego trwonienia przez zarządców. Służba była więc wraz z podwójnością architektury zamku częścią mechanizmu, który pozwalał próżniaczej formie funkcjonować. Czynić to musiała w sposób niewidoczny, tak by samo próżniactwo pozostawało lekkie, pozbawione widocznych znamion wysiłku.
Anna Orłowska odkrywa złożoność tego układu, skupiając uwagę na pomijanej części idealnego obrazu pałacowego stylu życia. W toku kolejnych odwiedzin pałaców i poznawaniu atrakcji w rodzaju gier kostiumowych dostrzega w działaniach współczesnych gospodarzy często mimowolne kultywowanie tej niewidzialności dawnej służby. Wiele pomieszczeń, jeszcze nim pojawili się restauratorzy, zamurowano czy też zamieniono na biura, amputując połowę pałacowego organizmu. Artystka dostrzega rodzaj fatum wpisanego w samą architekturę obiektów, które jak w momencie projektowania, tak i obecnie próbują zatrzymać na granicy pola widzialności ślady aktywności służby, szczelnie zabezpieczając trwałość idealnego wizerunku.
To, co jest fascynujące w ucieczkach do przeszłości pałacowego stylu życia, to towarzysząca idealnemu wizerunkowi pewna lepkość i słodycz. Ta sama, którą znamy z licznych guilty pleasures. Orłowska w kolejnych pracach z wystawy Sunday Night Drama podaje widzowi różne wizualne smaki, które dla turysty mogą być nieznane. Kruche, lukrowane konstrukcje oraz ruchome obrazy w parafinowych kąpielach składają się na nieznane oblicze słodkiego schronienia.
-
Specjalne podziękowania dla Muzeum Zamkowego w Pszczynie, Muzeum - Zamek w Łańcucie, Muzeum w Nieborowie i Arkadii oraz Zamku w Mosznej.
- Tekst
- Jakub Śwircz