Podział na „wirtualne” i „realne” jest przestarzały

Ivan Svitlichnyi w rozmowie z Phoebe Blatton

  • Czym chcesz się zająć podczas pobytu w Zamku Ujazdowskim?
  • Pobyty rezydenckie to dobry czas na namysł. Kiedy jestem w Kijowie, dużo pracuję i nie mam czasu na dłuższe przemyślenia. Nie lubię rezydencji, które narzucają obowiązek przyjechania, zrobienia czegoś konkretnego i wyjechania. Taki układ oznacza, że opuszcza się swoje środowisko pracy, trafia do innego miasta i w nowy kontekst, i nagle ma się tylko miesiąc, by coś stworzyć. To mocno stresujące.

  • Będąc tutaj, chcę pobyć w archiwum. Zamek Ujazdowski ma naprawdę wielkie zbiory, a ja uwielbiam pochylać się nad systemami archiwizacji. I nie chodzi koniecznie o same pozycje w zbiorze, ale o system u jego podstaw. Kiedy odwiedzam jakąś instytucję, pytam zawsze o archiwum. To umysł instytucji; obraz tego, jak składowane są razem projekty i jakie są między nimi relacje, pozwala zobaczyć, jak dana instytucja myśli.

  •  

  • Dwie wystawy, które można aktualnie oglądać w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, są powiązane z tematem archiwów. Bik Van der Pol pracowali bezpośrednio z wykorzystaniem zbiorów Centrum. Posłużyli się mówionym scenariuszem i performansowymi oprowadzeniami, by aktywować poszczególne prace i ich związki z innymi utworami i teraźniejszością. Ciekawie jest porównać to z wystawą Karola Radziszewskiego, bo on sięgnął po materiał archiwalny, który wielu polskich konserwatystów chętnie by ukryło albo nawet zniszczyło. W jego wypadku wystawa jest bardziej tradycyjna, ale niezmiernie istotny jest sam fakt wyjawienia i wystawienia. Ciekawi mnie to, jaki poziom zaufania jest potrzebny, gdy rozważa się powrót wystawy do magazynu. Mnie składy i archiwa zawsze kojarzyły się z takim przykurzonym, bezpiecznym azylem. Ale oczywiście to nie aż takie proste. Powiesz mi, jaka była ostatnia fizyczna przestrzeń wystawiennicza, w której prowadzenie byłeś zaangażowany w Charkowie?
  • Charków to duże miasto. W latach 1919–1934 był stolicą Ukrainy. Sporo u nas architektury konstruktywistycznej, fabryk, instytutów badawczych. Jest też wielu studentów. To fajne miasto, ale dla artystów dość trudne, bo jest w nim tylko jedna galeria i przestrzeń wystawiennicza. To właśnie dlatego ja i artyści z grupy SVITER (Lera Polianskova i Max Robotov) poświęciliśmy dwa lata na próbę zorganizowania czegoś w pięknej starej fabryce (projekt kuratorski TEC). Zapewnialiśmy tam artystom bezpłatne pracownie. Było też studio nagraniowe. Zorganizowaliśmy sporo wystaw i festiwali. Wszystko skończyło się jednak nielegalnym przejęciem obiektu. Musieliśmy się wynieść w ciągu jednego dnia.

  • Po tym doświadczeniu zaczęliśmy się zastanawiać, jak stworzyć własną przestrzeń, której nie będzie grozić zamknięcie. Wspólnie się namyślając, zrozumieliśmy, że po pierwsze największym problemem jest znalezienie odpowiedniego miejsca, a po drugie, że przestrzeń fizyczna mocno ogranicza, bo pojawiają się czynsz, rachunki za media, koszt oświetlenia ekspozycji, zakupy sprzętu... Ta lista nie ma końca. Ponadto konkretnie umiejscowiona fizyczna przestrzeń wystawiennicza nie jest dostępna dla każdego widza. Alternatywą – a powiedziałbym wręcz, że najlepszą opcją – jest internet.

  •  

  •  

  • Tak powołaliście do życia projekt Shukhliada?
  • Tak. Słowo to oznacza szufladę. Bywa tak, że mamy w głowie jakiś projekt, ale musimy zaczekać na lepszy czas, by móc go zrealizować. Odkładamy go wtedy do szuflady.

  • Pomyśleliśmy o fizycznych wymiarach małej szuflady, o tym, jaka jest ciasna i tania, o tym, że odbiorca zapewne pomyśli, że to coś, czego stratę można zaryzykować. Tymczasem internet to elastyczność – pozwala na wykorzystanie dowolnych narzędzi, stworzenie przedstawienia lub opowieści. Fizyczną stronę tworzymy my, ale artyści korzystający z rzeczywistości rozszerzonej mogą porzucić ograniczenia przestrzeni fizycznej. Nasza szuflada to tak naprawdę zaproszenie do stworzenia pewnego pryzmatu postrzegania.

  •  

  • Wygląda to na sposób odnajdywania skupienia – na to, by nieco zwolnić w artystycznym świecie, gdzie za wyznaczniki sukcesu wciąż uchodzą duże budżety, powiązania międzynarodowe itd.
  • Tak. Gdy ma się ogromny budżet i liczny zespół produkcyjny, można właściwie przestać myśleć. Zanika relacja między wyjściowym konceptem a efektem końcowym. A czasem trzeba przystanąć i zmienić perspektywę, pomyśleć inaczej. Odnosi się to również do naszego myślenia o Shukhliadzie. Mieliśmy różne swoje plany, ale po kilku latach inni kuratorzy wnieśli własne propozycje. Myślą o Shukhliadzie po swojemu. My jesteśmy otwarci na taki rozwój.

  •  

  •  

  • Wielu artystów głowi się nad znaczeniem wytwarzania obiektów i nad tym, jak podejść do ich fizycznych parametrów – w świetle wystawiania, rynku sztuki czy archiwizacji.
  • Rzeźba klasyczna nie jest dla mnie interesująca. Zdobyłem wykształcenie w tym zakresie i zawsze chciałem wytwarzać fizyczne obiekty, ale zawsze miałem wątpliwości co do medium. Obiekty fizyczne mają walor superinformacyjny. W wypadku tekstu mamy pewną opowieść i trzeba czasu, by się z nią zapoznać. Rzeźba natomiast od razu podaje naszemu umysłowi gotowy obraz.

  •  

  • Głowiłam się, po co rządy interesują się sztukami wizualnymi. Przecież nawet osoby wewnątrz świata sztuki  często umniejszają nasz potencjał w zakresie wpływania na cokolwiek. Po tym, co właśnie powiedziałeś, sprawa staje się czytelna. Kiedy byłam w 2018 roku w Kijowie, toczyła się tam żywa dyskusja na temat projektu dekomunizacji, mającej objąć pomniki doby komunizmu. Zwrócił wtedy moją uwagę projekt odtworzenia Muru Pamięci kijowskiego krematorium. Powstał on w latach 60., natomiast w latach 80. zniknął pod warstwą betonu. Zbudowano go więc i zniszczono za czasów tego samego ustroju politycznego – w ramach tamtego systemu w sposób oczywisty miała miejsce zmiana podejścia do niego.
  • Tak, to interesujące. Na Ukrainie mamy głupią dekomunizację. Niszczy się pomniki, nie bacząc na to, jakie mają walory czysto artystyczne. Nie podejmuje się prób zmiany postrzegania tego czy innego pomnika. Dochodzi po prostu do zniszczenia, a potem nie dzieje się nic. Nikt nie myśli też, by pokazać pewne rzeczy, które za czasów Związku Radzieckiego blokowała cenzura.

  •  

  •  

  • Tak, to rzeczywiście szaleństwo, że całą spuściznę Związku Radzieckiego traktuje się łącznie, na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej. To chyba w myśl historycznego cyklu: przemielamy to, co było wcześniej.
  • Tak, modelowy przypadek. Typowa sytuacja, że ktoś lubi coś rozwalić.

  •  

  • W tym sensie ciekawe jest to, w jakiś sposób wirtualność może stanowić odpowiedź na los dzieł sztuki w realnym świecie. Opowiesz więcej na temat najnowszego projektu, nad którym pracujesz w ramach Shukhliady?
  • Pracuję obecnie z artystą Oleksiejem Saiem. Przyszła wystawa to kolejny krok, by zademonstrować, jakie możliwości posiada instytucja wirtualna (należy przy tym pamiętać, że pojęcie podziału wirtualne – realne jest dla nas przestarzałe). Wystawa ta to jednocześnie reaktywacja pewnych interesujących dla nas zagadnień dotyczących oryginalnej pracy wirtualnej, pytań o stosunek między oryginałem wirtualnym a oryginałem z realnego świata, o archiwizację czy nieprzychylne podejście instytucji...

  • Co do samego Oleksieja – istotne jest dla niego, by podkreślić znikomość/względność kontroli, by zilustrować, jak może ona wędrować od odbiorcy do instytucji lub odwrotnie. To dla nas obu bardzo ważny temat.

Ivan Svitlichnyi na rezydencji w Ujazdowskim. Film: Karolina Sobel, Marta Bogdańska

Rozmowa przeprowadzona podczas rezydencji Ivana Svitlichnyi w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Fot. Anna Orłowska

Podział na „wirtualne” i „realne” jest przestarzały