Zanurzyć się w rzece

Pierre Coric w rozmowie z Phoebe Blatton

  • Mógłbyś opowiedzieć mi o swoim zainteresowaniu Wisłą?
  • Badałem różne jej elementy, jak choćby piasek, często wykorzystywany w Warszawie do celów budowlanych. Z bloków tego piasku dałoby się zbudować zamek. Wydaje mi się jednak, że ciekawsza niż docelowy produkt jest energia angażowana w przetworzenie materiału wyjściowego. Widzę w piasku urok, ponieważ jest on bezwładny i monosemiczny, a jednak może przeistoczyć się w takie choćby szkło, często kruche, ale i piękne. Ten typ szkła po zanurzeniu w zimnej wodzie przyjmuje formę stałą, która jednak ma bardzo szczególny charakter. Samo podgrzewanie go nie spowoduje pęknięcia, jednak gdy je zarysować, może dojść do parowania i powtórnej przemiany w piasek. Uważam to za naprawdę niezwykłe – te różnorakie formy strukturyzowania energii. Piasek może przemienić się w błoto, beton, cegłę lub szkło. Cóż za wachlarz zastosowań! Przyglądałem się szklarstwu. Zajmują się nim ludzie o naprawdę kosmicznej wiedzy...

  •  

  • Ciekawi cię idea wytwarzania, pojęcie „rzemieślniczości”?
  • Tak. Zastanawiałem się nad pojęciami artysty i rzemieślnika i nad funkcjonującym tu podziałem. Chciałbym, żeby był on słabszy. Chciałbym, by artysta i rzemieślnik mogli ściśle współpracować. To głównie kwestia optyki: ktoś, kto robi coś własnego „bez powodu”, jest artystą; ktoś, kto robi coś „przydatnego”, jest rzemieślnikiem. A przecież ta druga osoba też ma własną praktykę, zastanawia się nad tym, co robi, poświęca na to czas i wkłada wysiłek we wzornictwo i kolejne udoskonalenia. Widzimy tu więc ten sam walor: progresję podobną do tej obecnej w życiu artysty.

  • Ja sam staram się pracować z rzemieślnikami w modelu bardziej horyzontalnym. Tworząc coś, wytwarza się taki „protokół”; może gdybym poświęcił dziesięć lat na praktykę, poradziłbym sobie sam, jednak gdy tworzy się coś wspólnie z rzemieślnikiem, widząc w nim nie asystenta, ale współpracownika, proces twórczy staje się znacznie lepszy. Stworzyłem wielki mural – oczywiście mogłem wykonać go sam przy wsparciu asystentów. Ja jednak stworzyłem maszynę wydającą instrukcje postępowania. Potem korzystaliśmy z tego urządzenia wspólnie, a przedsięwzięcie stało się współpracą. To wciąż mój projekt, ale wykonaliśmy go razem, a sam proces twórczy był naprawdę przyjemny. Poszukuję takich strategii, które angażują innych na zasadzie równościowej.

  •  

  •  

  • Czy takie samo myślenie towarzyszy ci przy projekcie poświęconym rzekom?
  • Na razie gromadzę tylko informacje i poruszam się na poziomie ogólności. Poznaję różnych ludzi i niewielkie społeczności posiadające wyjątkową wiedzę, jak choćby budowniczych łodzi. W Wiśle ciekawe jest to, że w sporym stopniu jest ona wciąż dzika. Nie wykorzystuje się jej jako szlaku. Patrząc na szerokość rzeki i oddalenie Warszawy od morza, można by sądzić, że zobaczymy tu ogromne barki przewożące kontenery. To, że tak nie jest, uważam za niezwykle cenne. Ta pustka oznacza potencjał korzystania przez ludzi z rzeki w sposób naturalny. Da się dopłynąć z nurtem z Krakowa aż do Gdańska, nawet bez silnika. By dla przyjemności spłynąć w dół rzeki wystarczy tratwa.

  •  

  • W miastach stołecznych rzadko bywa to możliwe.
  • Dlatego właśnie uważam, że Warszawa jest wyjątkowa – z uwagi na kontrasty. Kontrasty między naturą a miastem, ale także między miastem a jego centrum. Wieżowce stoją tuż obok budynków komunistycznych, częstotliwość miasta jest mocno zmienna.

  •  

  •  
  • Przywodzi mi to na myśl podporządkowywanie sobie wcześniejszej historii. Weźmy choćby kościół na placu Grzybowskim. Gdy w latach sześćdziesiątych wznoszono w tym rejonie budynki komunistyczne, zaprojektowano je tak, by przysłaniały kościół. W dobie komunizmu nie można było tak po prostu zatwierdzić odbudowy kościoła. A jednak w latach pięćdziesiątych wydano zgodę na jego rekonstrukcję, choć sprawie towarzyszył skandal i zarządzający odbudową ksiądz ostatecznie stracił życie w więzieniu. Myślę tu jednak o „zmiennej częstotliwości” budynków i panoramy miasta. Zamysł urbanistyczny był taki, żeby ukryć kościół. Teraz z kolei nowe budynki mają przykryć zabudowę komunistyczną. Powstają kolejne pionowe warstwy. Jak długo tak można?
  • Zastanawiałem się nad tym. Jako projekt poboczny chciałbym stworzyć atlas wysoko położonych punktów, w które można dotrzeć za darmo. Bo znajdowanie się wysoko to przywilej. Jednocześnie buduje się coś wyższego, a niszczy coś mniejszego... Niektórzy mieszkańcy bloków mają przywilej bycia wysoko, inni zaś muszą żyć w cieniu większych budynków. Pomyślałem, że fajnie byłoby stworzyć taką tajemną wspólnotową mapę. Można by dowiadywać się z niej, do którego ładnego budynku da się wejść przez które drzwi, żeby móc poznać widok stamtąd.

  • Ale wracając do tematu rzeki – badałem różne związane z nią elementy. Przyglądałem się wodzie, ale też faunie. Na brzegach natrafiłem na liczne ślady obecności bobrów. Bóbr to drugi gatunek na ziemi pod względem wpływu na otoczenie. Kiedyś było ich znacznie więcej, ale zabijano je dla futer. Wiele osób wypowiada się o bobrach negatywnie, bo stawiają one tamy i powodują zalania. Ale przecież dzięki temu okoliczne tereny zostają użyźnione, a woda jest filtrowana. Rozwijają się bakterie, którymi odżywia się flora. Bobry to jeden z gatunków kluczowych dla ekosystemu. Gdyby się ich pozbyć, bakterie i rośliny zginą. Dlatego też podejmowane są próby reintrodukcji bobrów jako gatunku regeneracyjnego. Na podobnej zasadzie jak sadzi się drzewa, by pochłaniały dwutlenek węgla. Podoba mi się taka koncepcja międzygatunkowej współpracy – uczenie się od bobrów i inspirowanie się nimi! Spójrzmy przykładowo na ich metodę ścinania drzew. Odczekanie aż drzewo padnie z wiatrem do dobry sposób na to, by las mógł się regenerować.

  • Jestem umówiony na spotkanie z biologiem. Nauczę się, jak obsługiwać mikroskop, by móc przyjrzeć się różnym glonom i bakteriom. Jak dotąd, świetnie się bawiłem, ogólnie przyglądając się różnym komponentom rzeki – i ożywionym, i nieożywionym. Bobry, piasek... Sam nie wiem jeszcze, do czego tu zmierzam, ale chodzi mi po głowie interwencja dotycząca bobrów. Mam teraz nawet w kieszeni zabawkowego bobra. Znalazłem go na ulicy w Liverpoolu. Odtąd wszędzie go ze sobą noszę. Wcześniej nie myślałem zbytnio o bobrach, ale teraz – gdy jestem tu i prowadzę swoje badania – myślę sobie, jaki to zbieg okoliczności, że cały czas nosiłem go przy sobie.

  •  

  •  

  • To twoja maskotka?
  • Tak! Zawsze zabieramy go ze sobą w podróż. Jednak dopiero tutaj poczytaliśmy, co właściwie robią bobry. A wykonują dobrą robotę. Poznając różne koncepcje i historie związane z rzeką, trafiłem także na opowieść o rolnikach, którzy trzymali swoje krowy na wyspach pośrodku rzeki, żeby nikt im ich nie ukradł! Wciąż mam w oczach ten zabawny obrazek: Bogu ducha winne krowy gdzieś na środku rzeki patrzą sobie na przepływającą wodę. To właśnie mnie interesuje – rzeka ma swój fizyczny opór, ale każdy jej element posiada wielki ładunek symboliczny. Rzeka, nurt – to czasem droga, a czasem granica między dwoma brzegami. Wiele tu zawiłości.

  •  

  • Istnieją różne wersje legendy o tym, w jaki sposób syrenka stała się symbolem Warszawy. Jedna z nich mówi, że mieszkająca w rzece syrena pomagała miejscowym rybakom w zmaganiach ze złym szlachcicem, który chciał mieć nad wszystkim władzę.
  • Ja czytałem inną wersję – coś o rzeźbie syrenki, która ma twarz warszawskiej poetki. Ta poetka była też sanitariuszką podczas powstania. Tu wracamy do kwestii zastosowania języka w mojej praktyce. Myślałem o tym, by stworzyć w krajobrazie napis, wykorzystując kawałki drewna ścięte przez bobry lub by użyć flag międzynarodowego kodu sygnałowego i stworzyć zapis zdania stojący w rzece lub płynący z jej nurtem. Najchętniej widziałbym to jako szereg flag ustawionych w poprzek nurtu – składałyby się one na jakiś komunikat o bobrach, krowach, ludziach i bakteriach. Mógłby odczytać go tylko ten, kto poświęciłby mu uwagę. Byłoby to coś atrakcyjnego i barwnego, a zarazem stanowiłoby nawiązanie i sprzeciw wobec nacjonalistycznej tendencji każącej wszędzie umieszczać tyle polskich flag. Nie da się zapisać zdania używając tylko jednej litery! By opowiedzieć historię, trzeba więcej niż jednego wymiaru.

Pierre Coric na rezydencji w U–jazdowskim. Film: Karolina Sobel, Marta Bogdańska

Rozmowa przeprowadzona podczas rezydencji Pierre’a Coric’a w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Fot. Anna Orłowska

Zanurzyć się w rzece